DEZERCJA OD PRANIA GOTOWANIA I PRASOWANIA czyli dylematy matki chcącej
Ja to dobrze wiem, że z dzieckiem trzeba grać w gry różne.
Wiem doskonale, że dzieci, które nie chcą grać, to są dzieci, z którymi rodzicie nie grają. Nie we wszystkich sytuacjach tak się dzieje oczywiście, ale najczęściej tak jest.
Świadoma tego jestem, że jak z dziećmi nie gram, nie bawię się a tylko każę im się samym bawić (i gdy to się za każdym razem dzieje), to one te gry z obojętnością przyjmują.
Normalne to jest.
Kto by chciał samemu grać w bierki? Bez sensu, na dłuższą metę, granie samotnie w gry.
Ja chcę napisać, że te moje mądrości teoretyczne, którymi karmiłam rodziców dzieci, będących pod moją opieką, w praktyce się nie sprawdzają. Trzeba było jednak urodzić swoje i doświadczyć (trudu... nie trudu) macierzyństwa by zrozumieć zmęczone oczy tychże mam (zmachanych ojców też widziałam). Ależ ja byłam wtedy wygadana! Ile ja miałam do powiedzenia, jak POWINNO to wszystko wyglądać...
No więc, trzeba z dziećmi grać, uczestniczyć w ich wielkim życiu, razem z nimi barwić ich świat. Być trzeba. Tak po prostu.
Jestem tego tak świadoma, ta wiedza jest tak naturalna... że ciągle o niej zapominam.
Teraz już wiem, że trudno przytaknąć dziecku, kiedy prosi o wspólną zabawę, w połowie robienia obiadu, prania, sprzątania, pracowania w ogóle. Kiedy się z roboty przyjechało (i marzy się by nikt nie mówił przez chwilę i nic nie chciał) a tu tyle pracy jeszcze... Prawda?
Tylko, że ja jestem na okrągło w tej robocie, a te moje dzieci, że ja nie mogę, słyszą bardzo często. A najbardziej dobija mnie te sprzątanie, bo zajmuje mi najwięcej czasu, a syfu w domu nie znoszę i to bardzo.
Więc będąc świadoma, (po raz kolejny z tą świadomością...), uwalona w robocie (nazwijmy rzeczy po imieniu ), mam te przebłyski, by się wysilić, i tym dzieciom moim czas poświęcić.
I TA MYŚL... niech mnie pamiętają - te dzieci moje - jako mamę, która się z nimi bawiła, czytała i rozmawiała z nimi. Słuchała i odpowiadała.
Ja to za bardzo spięta jestem, i chciałabym wszystko robić dobrze. A to trzeba się pogodzić z tym, że jak się myje podłogę, to czytać dzieciom książki się nie da. Potem mam wyrzuty sumienia, że mało siebie dzieciom daję, a tu trzeba z dziećmi barwić ich świat. Najlepiej na kolorowo.
Więc w ubiegły czwartek rzuciłam wszystko, chwyciłam co trzeba i pojechaliśmy po Martynkę do szkoły. Przemek pod pachą trzymał chińczyka.
Spędziliśmy prawie 3 godziny na zabawie. To był czas przeznaczony na "ważniejsze" rzeczy.
Wracając modliłam się tylko, by nikt nie zechciał wpaść z wizytą, bo w domu niezły bajzel...
Obiadu w tym dniu nie było.
Przeżyliśmy... gorzej z mężem... bo się nie spodziewał ;)
Brawo. Cała prawda i tylko prawda. Te wyrzuty też mam...dość często. Szczególnie, gdy nawarstwi się obowiązków domowych z których sama muszę wybrnąć...A Chińczyk to moja ulubiona gra z dzieciństwa a moje maluchy ogarnęły jako tako warcaby niedawno...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło...
Coraz częściej Twoje wpisy są mi nad wyraz bliskie...
Jak ja daaaawno w warcaby nie grałam, nie mam pojęcia jak to się stało, że ominęliśmy tę grę. Koniecznie muszę nadrobić.
UsuńNie powinnam tego pisać, no ale cóż... cieszę się, że nie jestem jedyna, przyznam Ci się, że jakoś wydaje mi się nieustannie, że wszyscy wszystko ogarniają, tylko ja jak zwykle :):):)
Również pozdrawiam ciepło ❤❤❤
piekna filiżanka ze złotym uszkiem
OdpowiedzUsuńAno życie polega na wyborach i mówię Ci lepiej mieć bajzel i dobry kontakt z dziecmi i im poświęcić czas czy drugiej osobie niż pozostawić po sobie wspomnienie na nic nie majacej czasu wiecznie sprzatającej Matki ;)
życie jest za krótkie cieszmy się tym co tu i teraz chwilą :D
Tak, cieszę się, że udało mi się ją upolować (jak zwierzynę jakąś ;)
UsuńMasz rację!
Jest tylko jedno ale... ja naprawdę czuję się niespokojna, kiedy jest bałagan. Nie mogę się skupić, czuję się podrażniona. Natomiast czystość w domu, rozumiem tylko w jednym kontekście: kiedy wszystko jest ładnie ułożone, odświeżone, według koloru, rozmiaru, objętości itd. Gdzie nie ma żadnego okruszka, pyłku najmniejszego... Także więc ... ;)
no rozumiem Cię jak Ci to bardzo przeszkadza i nie możesz się przez , to skupić, to nie da rady trzba najpierw uporzadkować ;)
UsuńMam często takie dziwne myśli :) Zastanawiam się czy jestem dobra, czy wszystko powinno iść takim torem.. Ale! No właśnie. Zostawiamy czasem obowiązki :) Na rzecz przyjemności, która w gruncie rzecz też jest b. ważna w życiu rodzinnym. Uwielbiam takie a'la pikniki, nawet zimą :) a w lesie to już najbardziej :) Gry, jedzonko, i tego typu, wszystko dozwolone ;) Plecaczek jest boski i te filiżany też :) Jesteście cudowną rodzinką!
OdpowiedzUsuńTo jest już nas dwie, co mają dziwne myśli :)
UsuńI tak, ja też się nad tym zastanawiam, ale wiedz, że gdybyśmy nie były dobre (autosugestia ;) to by nasze dzieci do nas się nie garnęły, nie szukały naszego towarzystwa. Natomiast czy wszystko powinno iść takim torem... hmmm.... pewnie dowiemy się, kiedy Młode wyfruną z gniazda, a my dla nich będziemy nadal kochanymi, wspaniałymi rodzicami ;) Bardzo o tym marzę.
Nie wychodzimy do lasu często, ale jak to już się zdarza, to tak spontanicznie, tak jest też fajnie (bo ja to lubię mieć wszystko zaplanowane, by o niczym nie zapomnieć).
Plecak szkolny Martyny jest boski. Potwierdzam! :):):) Filiżanka też, nieźle się natrudziłam zanim ją upolowałam ;)
Bardzo dziękujemy! ❤❤❤
Takie wybory spędzały mi sen z powiek dość dawno temu. Zawsze wybierałam tak samo - dzieci. Teraz zbieram plony. Dziewczyny mają swoje rodziny, ale zawsze znajdują czas dla swoich staruszków:)
OdpowiedzUsuńSłyszę też głosy, że ja za bardzo siebie dzieciom daję, że mało dla siebie zostawiam, w przyszłości będą roszczeniowi na przykład...
UsuńWydaje mi się, że nie można być roszczeniowym jak się otrzymuje prawdziwą miłość, z niej nie może wyrosnąć nic udawanego przecież... Mimo to, czasem mam wątpliwości, czy błędy jakieś wielkie popełnię i będę tego nieświadoma.
Te wątpliwości, rozwieją się dopiero jak Młodzi założą swoje własne rodziny. A my nadal będziemy dla nich ważni. Marzy mi się. by też kiedyś w przyszłości powiedzieć, że "zawsze znajdują czas dla swoich staruszków". Gratuluję! ❤
Wspaniałe są te Wasze chwile w plenerze :) Ja jeszcze nie mam doświadczenia, ale wiem, że wychowywanie dzieci to niesamowita, odpowiedzialna, wymagająca praca. I mimo, że to wszystko przede mną, to jak słyszę od ludzi (mówiących o kimśtam) "siedzi w domu z dziećmi i nic nie robi" to mam ochotę tego kogoś wysłać na księżyc. Albo udusić. ;) (swoją drogą dziwne, że najczęściej słyszę od to od ludzi, którzy dzieci nie mają, stołują się na mieście itd. - ale to już obok tematu). Uważam (wnioskując po tym, czym dzielisz się z nami na blogu) że tworzysz swoim pociechom wspaniałe dzieciństwo, taka więź z dziećmi jest nie do przecenienia i myślę, że zbierzesz tego owoce w przyszłości :) Tego Ci życzę :)
OdpowiedzUsuńCzas to chyba najwięcej co możemy ofiarować naszym dzieciom...Niekiedy trudno być ,,kobietą -ośmiornicą,,
OdpowiedzUsuńZnam to z autopsji. Prasuje a w tymczasie Wojtuś z maślanym wzrokiem prosi byśmy ułożyli puzzle.
Te wybory i przemyślenia dopiero przede mną... :) ale coś czuję, że będzie się u mnie podobnie działo. Też lubię kiedy w domu jest czysto, porządnie, schludnie... ale też czuję, że będę chciała z Ewunią pograć, poczytać, pomalować coś... i już się martwię czy uda mi się to wszystko pogodzić ;)
OdpowiedzUsuńWspaniałe zdjęcia... to z filiżanką i odbiciem drzew na powierzchni herbaty (zgaduję, że to herbata??:)) jest genialne :)