MATKA POLKA WYRUSZA... do Zabrza ;)


...A Zabrze, nie jest aż daleko ode mnie, więc przemogłam się i pojechałam.
Zostawiłam chorą Martynkę w domu - która naturalnie zachorowała na dzień dobry... a swoją drogą, czy Wy też tak macie, że jak gdzieś musicie jechać, coś macie do załatwienia, czekacie na Ten dzień długo, i kiedy Ten dzień w końcu jest, to... drzwi wyjściowe się zacięły, z auta wyciekło paliwo, samochód dostawczy zatarasował wyjazd, a kierowca poszedł po bułki do sklepu, albo dzieci, jakby jakiś nadajnik miały wczepiony, który wyłapuje wszelkie odchylenia od normy (sprawę do załatwienia jaką ma rodzic, wyjazd - to te odchylenia rzecz jasna )...
Moje mają.
Więc córka mi zachorowała.... gryzłam się strasznie, już miałam pisać, że niestety nie mogę... ile już takich maili w swoimi życiu pisałam, że ho ho ho, że nie mogę, że dziecko, że dzieci, że przepraszam, że w ostatniej chwili...
Ale tym razem... tym razem zostawić też zechciałam Przemka zdrowo dokazującego z Tatą, który na tę moją wyprawę, zmuszony był zostać w domu. Choć stwierdził, że robi to z wielką przyjemnością.
Przeżyli.
Ja też w sumie.
Moja pierwsza kobieca wyprawa od wielu lat, nawet nie jestem wstanie napisać od ilu. Zresztą nieważne to jest. Bardziej zajmuje mnie myśl, że w końcu... W KOŃCU wyszłam do ludzi! :):):)
I mam nadzieję, że to będzie przełom, choć po dzisiejszym dniu, który zbliża się ku końcowi, mam wrażenie, że te spotkanie, o którym piszę, odbyło się nie wczoraj ale w ubiegłym tygodniu.
Mówię o spotkaniu autorskim z Julią Rozumek, z okazji Dnia Kobiet.
Spotkanie odbyło się w Sztolni Luiza w Zabrzu. Nawet nie wiedziałam, że to tak ciekawe miejsce.
Tutaj jest link do strony sztolni. Mamy w planach - wszyscy, rodzinnie - zwiedzić ją jeszcze  w tym miesiącu, więc może się zdarzyć, że napiszę na jej temat więcej. Ale już teraz wspomnę, że to, co mają, a raczej oferują,zrobiło na mnie wrażenie, na przykład oferta edukacyjna o Tutaj jest niezwykle bogata a dokładniej, bardzo bardzo ciekawa.
Wracając do powodu tego mojego osobistego zamieszania.
Julia jest żywiołową kobietą, pełną ekspresji. Przy tym skromną. Mówi, że nie może pojąć, dlaczego tylu ludzi chce przyjeżdżać na spotkania, by ją wysłuchać, co ma do powiedzenia, że obawia się, iż nie jest wstanie sprostać wymaganiom tychże osób. Każdy odbiera ją w swój własny sposób (ma swoją stronę Tutaj), a Ona jest po prostu sobą, nie jest wyidealizowana.
Nie wiem jak inne panie odbierały spotkanie, ale ja przez 2, 5 godziny słuchałam, co mówi Julia, z zapartym tchem, tak bardzo ciekawie opowiadała, tyle historii, tyle przemyśleń.
Nie mam pojęcia kiedy dostąpię zaszczytu kolejnego Wyjścia, ale teraz, kiedy nadarzy się jakakolwiek okazja, wyfruwam od razu. Normalnie sobie obiecuję!
I nic mnie nie powstrzyma, nawet kosmici.
Martyna czuje się już lepiej, a ja odchorowałam tego nieszczęsnego GPS'a w aucie, co mnie nieźle zestresował w drodze powrotnej, kierując na trasę między Łodzią a Bytomiem.
Dawno nie czułam takiego pragnienia, by znaleźć drogę powrotną do domu ;)

8 komentarzy:

  1. Ty tu nie pisz o losowych kłodach pod nogami. O palmę pierwszeństwa mogłabym się z Tobą pokłócić.
    Wylot do Essen-Olki ospa. Pierwszy dzień wakacji-Wojtkowa choroba zakaźna ;)
    Łączę się z Tobą, jesteśmy chyba w podobnej sytuacji, bez dodatkowych rąk do pomocy nad dziećmi (nie licząc małżonków oczywiście). Jednak od pewnego czasu wychodzę z założenia , że jak trzeba to wszystko można zorganizować. W końcu my kobiety jesteśmy w tym specjalistkami.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, co Masz na myśli i też doskonale rozumiem. Gdyby każda z nas się spotkała, miałybyśmy o czym opowiadać, pewnie byłoby więcej takich przypadków, ocierających się o absurd.
      U mnie organizacja taka polega wyłącznie na tym, że mąż musi wcześniej zwolnić się z pracy, albo w ogóle wrócić do domu. Albo poświęcić się i zająć dziećmi. Nie mam innej opcji. Ale nie narzekam, zbyt zajęta jestem tysiącami spraw.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Gratuluję determinacji w walce "o siebie". Najtrudniejszy pierwszy krok...
    Ja już zapomniałam jak to było, gdy moje dziewczyny były małe. Moja sytuacja na pewno była o niebo lepsza, bo zawsze mogłam liczyć na wsparcie i pomoc Mamy i Teściowej.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami zdarza mi się, kiedy przystanę i pomyślę, jakby to było, gdybym miała pomoc mamy i teściowej, ale to tylko chwila, na szczęście. Jak nie można czegoś zmienić, to trzeba żyć najlepiej jak się potrafi. Również pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Bożesz Ty mój, jakbym siebie czytała! :) W zeszły czwartek po raz pierwszy po 5 latach spałam bez dzieci... Okazją ku temu było szkolenie z pracy, na które zostałam wysłana. Dwa dni poza domem...jeju jak ja to przeżyłam!!! Dzieci (w tym 2 latek, o którego martwiłam się najbardziej) przeżyły to oczywiście mniej niż ja.... a ja w nocy, zamiast skorzystać i spać (deficyt od lat) to budziłam się co rusz, wierciłam, zastanawiałam, myślałam.....ale...dobrze mi nawet było! :) Ale to tylko raz na czas. Bo jak wróciłam to myślałam że zagniotę towarzycho uściskami :D
    Takie to my matki Polki są ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! I gdybyś teraz, wiedziała tak jak teraz, jak to jest, bez dzieci, to jestem pewna na 100% (mylę się?), że spałabyś jak Księżniczka, i kto wie, czy nie wyskoczyłabyś do jakiejś restauracyjki wieczorem, albo gdzieś indziej się wyluzować? :)

      Usuń
  4. Super ze udalo sie pojechac :) i ze tak sie podobalo :) ja z moja polowka zwiedzamy kopalnie guido ale na to Twoje dzieciaczki jeszcze chyba za male :) pozdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wejście do zwiedzania sztolni jest od 6 roku życia, więc Przemek jak 4 latek nie mieści się w w tym przedziale wiekowym, natomiast Martyna jako 9 letnia dziewczynka, spokojnie będzie mogła. Dlatego też w tym miesiącu pojedziemy na wycieczkę. Pozdrawiam :)

      Usuń

Copyright © 2014 sylwiitwory , Blogger