Dni mijają dzieje się

Dni mijają dzieje się


Uzbierało się kilka zdjęć, każde z innej parafii, ale takie w zasadzie są ostatnie tygodnie. Na szybko, wyrywkowo. Tam gdzieś pojadę, coś zrobię, przy biurku coś skrobnę (nie skończę, ale przynajmniej zacznę)...
Szykuję dla Was post z moimi rysunkami, jednak w ślimaczym tempie prace następują, bo tak to już jest, mam całą masę innych obowiązków, i na tworzenie, nie znajduję zbyt wiele czasu. Ale tę chwilę, która mi zostaję, przeznaczam właśnie na malowanie. W ubiegłym miesiącu zaczęłam malować kredkami i, powiem Wam, że jestem zachwycona. Po pierwsze nie spodziewałam się, że kredkami można całkiem realnie oddać kolory, że tak żywo wychodzi - że mi w ogóle wychodzi, to swoją drogą :). Po drugie, już na wstępie natrafiłam na całkiem całkiem dobre kredki akwarelowe, którymi chyba nie da się, źle namalować, tak świetne są. Więcej o nich opowiem, przy poście poświęconym moich ilustracji.
Jeżeli Macie ochotę zobaczyć co u mnie na bieżąco, to zapraszam na mój profil na Instagramie O tutaj
Muszę też wspomnieć, że do serca sobie wzięłam przyrzeczenia z ostatniego postu (choć miałam dwie wpadki), postanowiłam się więcej ruszać, wygląda na to, że to najlepszy dla mnie sposób. Nabyłam hulajnogę, i razem z dziećmi jeździmy...  przyjdzie czas, kiedy będę mogła też pobiegać, za tym rodzajem sportu, tęsknię najbardziej. 

Żegnajcie ciasta i ciasteczka, batoniki i inne słodkości cz.I

Żegnajcie ciasta i ciasteczka, batoniki i inne słodkości cz.I

Musicie wiedzieć, że mój syn, uwielbia się przytulać i całować. Niezależnie od tego, czy śpi czy nie śpi. Nie ma to najmniejszego znaczenia. Nawet podczas zajmującej zabawy, potrafi podejść i mnie wyściskać.
No więc tak... po raz kolejny przetransportował się w nocy, do mojego łóżka i obudziliśmy się razem... wróć... to On mnie obudził, a konkretnie, mała rączka nieustannie gładząca mnie pod koszulką.
Nie odzywam się, oczy mam zamknięte i czuję... TO głaskanie. Po kilku minutach odnoszę wrażenie, że jeszcze chwila a zedrze mi skórę, już miałam zwrócić uwagę, że chyba już dość mam, kiedy senny obraca się na bok, nie wypuszczając mnie ze swoich objęć,  mruczy:
- ... Jesteś taaaaaakaaa mięciutkaaaaa... pulchniutka. Ugniatam twój brzuszek jak ciasto...
...
Nożeszkurdeeeeeeę!!!!
Mam tego naprawdę dość!
Mam dość takich uwag, dość własnych słów, żeby wziąć się za siebie, co dzień odkładanych na  "od jutra". Prób podejmowanych i poległych.
Od dzisiaj biorę się za siebie. Ale tak na poważnie!
Od baaaaardzo dawna nie jem śmieciowego jedzenia, zupek w proszku, fiksów, konserw i niczego, co w puszce, tłustego mięsa, sosów zaprawianych mąką... jem dużo warzyw i owoców, fakt, czuję się zdrowsza (muszę jeszcze popracować nad spaniem, za mało go zdecydowanie, może pokonam w ten sposób zmęczenie, cienie pod oczami...) ale...
ale ja tak  bardzo lubię SŁODKIE
I mimo, że nie jem na ogół wafelków, batoników, chałw sklepowych, lodów, to zdarzają mi się chwile słabości... i ciągi, w które wpadam.  potrafię pochłonąć ogromne ilości ciast i ciastek i innych słodyczy, zrobionych przeze mnie.
FIT ciast i ciasteczek.
Jakbym sama sobie zgubę piekła i przyrządzała, na własne życzenie...
No ileż można podejmować prób, by zgubić kilka kilogramów?! Mam dość zakładania leginsów i spódnic na gumce!

A WIĘC...
Żegnajcie ciasta i ciasteczka, batoniki i inne cudowności.
Moje kochane.
Towarzyszyłyście mi przez moje dotychczasowe życie. Łączyłyście się ze mną w bólach, stresach i wszelkich trudach.
Zawsze mogłam na was liczyć.
Nikt, tak jak wy nie mógł ukoić mnie w smutkach.
A pamiętacie moją dietę? Rano w południe, w porze obiadowej wieczorem? Ileż ja potrafiłam was wcisnąć...
Wprawdzie już dawno się z wami pożegnałam ale dziś chciałabym tak wiecie, oficjalnie... Pora odciąć pępowinkę, pójść swoją drogą.
Pora na samodzielność.
Nie żegnam się z wami osobiście -tak, unikam was, bo jeszcze boję się, że jesteście w stanie skruszyć mój pożegnalny głos - znam doskonale waszą siłę przebicia. Macie moc, nie powiem. Ale ja się nie dziwię, tyle lat razem! Tyle wspomnień przecież mamy.
Batoniku ciastko ciasteczko czekolado... nie zjem cię więcej! Darzę ciebie szczególnym sentymentem. Ty znasz wszystkie sekrety.
...Ale to były czasy! Ile ja ciebie potrafiłam zjeść, kilkanaście sztuk, cała tabliczka za jednym posiedzeniem? Bez uczucia mdłości. To dopiero była zabawa i przyjemność.
Ile żeście się w tym czasie wysłuchały, to wasze. Moje słodkości, pocieszajki.
No ale widzicie, czasy się zmieniają.
I NIE, nie zjem was dzisiaj obiecując sobie, że to już ostatni raz w tym tygodniu, w tym miesiącu, że od jutra nie zjem żadnego.
Dzisiaj koniec, definitywnie.
Dziś po raz kolejny podejmę próbę sławnych trzech dni bez cukru. Wierzę, że mi się uda!

Został ostatni kawałek mojego ciasta czekoladowego, zrobionego przeze mnie z okazji Dnia Czekolady... taka fit tarta (którą pochłonęłam niemal całą). Przemek chwycił za talerzyk, i już miał ukroić sobie widelczykiem kawałek, kiedy podnosi wzrok i pyta się mnie:
- Chcesz kawałek?
- Nie kochanie, możesz sobie wziąć - odpowiadam,
- Na pewno? - dopytuje się jeszcze,
- Tak, zjedz sobie
Bierze ostatek, kładzie go na talerzyk, robi to powoli, nie spieszy się, po czym odwraca się w moją stronę, kierując wzrok na mnie, cmoka z niezadowoleniem i mówi pouczającym tonem:
- Żebyś później mi nie jęczała...

UMIAR
... Daję sobie miesiąc, a potem wyskoczę na mój blog z moją figurką, jakakolwiek ona będzie. No lepszej motywacji nie znajdę... by czuć się lepiej.
Bo znośna figura to jedno, taki miły dodatek. Rzecz rozchodzi się o ZDROWIE, o które postanowiłam zawalczyć.
O nim - mam nadzieję - za miesiąc opowiem więcej.




Majówkowe kadry

Majówkowe kadry


Może nie do końca majówkowe, raczej zbieranina zdjęć z komputera.
Ostatnio dni szybko mijają, słoneczna pogoda robi swoje i dużo czasu spędzamy w ogrodzie. Część ogrodu mamy już zaadaptowaną, posialiśmy trawę (w końcu!), aż nie mogę się doczekać czerwca, kiedy najprawdopodobniej będzie pierwsze koszenie.
Stawiamy altanę. Według mojego projektu oczywiście :) Nie uda nam się postawić ją tak, jak mam zaplanowane, bo jednak trzeba skupić się na poddaszu (ile jeszcze mam czekać?! :), więc tylko murek i podłoga, a drzwi przesuwne i dach (bo teraz jest prowizorka) na drugi rok... jednak cieszę się z tego, co jest teraz, cieszę się jak dziecko, że coś w tym ogrodzie się dzieję, że wygląda coraz lepiej. Jednak jeszcze wiele pracy wymaga nasze zielone miejsce...
W ostatnich dniach dużo rysuję i maluję, przypomniała mi się moja obietnica, że będę malować co najmniej dwa rysunki miesięcznie. Dość spora luka się zrobiła...Tak więc mam sporą zaległość, na szczęście natchnęła mnie wena, i nie chcę zmarnować szansy, więc rysuję, rysuję i rysuję :)
 W te dni majowe, życzę Wam dużo odpoczynku (o ile jest to Waszym życzeniem naturalnie), naładowania akumulatorów i do zobaczenia następnym razem :)
Copyright © 2014 sylwiitwory , Blogger