Codzienność...

Przypomniałam sobie dzisiaj, że obiecałam sobie, że moje dni będą bardziej przemyślane, bo wtedy wiem, że więcej zrobię. Jak dni dnię w chaotyczny sposób, wszystko jest takie rozlazłe, a na koniec dnia mam poczucie, że mogłam więcej, lepiej... jak ja nie lubię tego uczucia, tego zastoju i marazmu.
No więc w ostatnim tygodniu, tak właśnie wyglądały moje dni. Na nic nie miałam czasu, wszystko na pół gwizdka i ostatecznie nic nie zrobione, plany nie zrealizowane... Teraz biję się w pierś. Muszę jakoś inaczej rozplanować każdy dzień w tygodniu, by go należycie wykorzystać.
Z jednej strony nie jest źle popaść w impas, bo wtedy otrzeźwienie powoduje, że z nową energią robię to, co wydaje się ciężkie do wykonania...
Teraz jak to piszę, jestem na etapie (dopiero) podnoszenia wzroku ku niebu, ze zdziwieniem, że ostatni tydzień to w zasadzie przespałam...
A dni są takie piękne, jesienne... i jakie to szczęście przecież, że dane jest mi je przeżywać, nie wolno mi tego zmarnować...


Oczywiście mowa jest o moich sprawach, powiedzmy zawodowych... bo jeżeli chodzi o zadania mamine, to wiadomo... :)
Obowiązki rodzicielskie niemal pękają w szwach i  zdarza mi się czasem powiedzieć: "... proszę, czy mogłabym przez chwilę nie odpowiadać na twoje pytania...?" albo "Proszę, czy możecie do mnie nie podchodzić przez 5 minut, błagam... " :):):)
Śmieją się ze mnie ale respektują, przy czym zawsze to jest mniej niż 5 minut...
No więc, między innymi:
Byliśmy z Przemkiem w pobliskim lesie nazbierać żołędzi, kasztanów i innych darów lasu, dałam słowo, że będziemy robić ludziki...


Da się...?



Nie da się... :)


Niedaleko naszego domu, w drodze do szkoły Martyny, mamy boisko, gdy jest w miarę ciepło, godzinę wcześniej ja biegnę, Przemek zazwyczaj jedzie na rowerze (zdarza się, że zabiera piłkę, to idzie),  do miejsca, w którym jest placyk ćwiczeń, korzystamy z siłowni, potem Misiek biega za piłką, a ja w tym czasie okrążam kilka razy boisko. Gdy mija odpowiedni czas, idziemy po córkę i siostrę, wracamy razem, to też taki ciekawy moment w dniu syna. Myślę, że kiedyś napiszę o tym więcej...
Poza tym... prace w ogrodzie, spacery, rozmowy, gotowanie, pieczenie, czytanie... ot taka codzienność...


Pozdrawiam!

8 komentarzy:

  1. Gdy moja córcia była mała, to jesienią punktem obowiązkowym było zbieranie kasztanów i żołędzi i robienie z nich ludzików. Ależ świetnie zawsze się przy tym bawiłyśmy :)))
    Cudnie spędzacie czas i piękne zdjęcia :)
    Pozdrawiam serdecznie, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łatwo mi to sobie wyobrazić, ile Miałyście zabawy :) Pamiętam za dziecka, w podstawówce, co jesień, to na lekcji plastyki ludziki i inne stroiki z darów jesieni było robione, wspominam o tym, bo myślę o Martynie, która chodzi już do 5 klasy i jeszcze nigdy w szkole tego nie mieli, ciekawi mnie jak to jest teraz w szkołach? Czy tylko Martynie się tak trafiło...
      Pozdrawiam również!

      Usuń
  2. Ha, ha, skąd ja to znam! Moje pociechy nauczyły się że jak mam kryzys rodzicielski, zaszywam się z kawa w kąciku i mówię ,,dzieci mama ma święta godzinę, proszę zając się sobą,,
    Oczywiście działa, ale powiedzmy że ,,godzina,, to umowne ramy czasowe;)))
    Bardzo lubię taką jesień, jak na Twoich zdjęciach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że to mniej niż godzina :)
      Ta jesień jest kolorowa, też taką lubię... Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Wygladasz na szczesliwa ;) nawet jesli zabiegana i chaotycznie wszystko idzie to i tak ;) podziwiam ze tak wiele rzeczy dopinasz na odtatni guzik ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie plus taki jest, że nawet jak jestem mocno padnięta, to tego nie widać. I bardzo dobrze :)
      Ależ nie dopinam właśnie, i to moja największa bolączka :):):) Pozdrawiam Ciebie serdecznie, cieszę się, że na wyjeździe znalazłaś czas, aby mnie odwiedzić :)

      Usuń
  4. Czasami w ciągu dnia nachodzi mnie senność. Mam wielką ochotę się zdrzemnąć, ale tego nie robię, bo szkoda mi czasu na sen. Jest przecież tyle rzeczy do zrobienia. Życie jest takie krótkie, więc po co życie przesypiać. Muszę przecież "produktywnie" spędzić dzień.
    Ciągle mam coś do zrobienia, a jeśli zaplanuję, że coś zrobię i nie uda mi się z różnych powodów tego wykonać, to czuję jakiś nieuzasadniony niepokój, wyrzuty, brak wyluzowania.
    Staram się z tym walczyć, zmniejszać listę zadań, tłumaczyć sobie, że praca nie zając... I choć ciężko jest się zmienić, szczególnie gdy lat na karku już trochę się ma, to nieznaczne postępy są dostrzegalne!
    Mama, widząc moje "zaganianie" (często na własne życzenie), stara się przemówić mi do rozsądku.
    Myślę, Sylwio, że nie powinnaś mieć wyrzutów, że nie zrobiłaś więcej i lepiej...
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym czytała o sobie... a przecież kołacze z tyłu głowy głos, że to nie tak powinno być, że czas dla siebie i na odpoczynek, ze to nie zdrowo żyć w takiej gonitwie, a mimo to, potrzeba działania, poczucia obowiązku wydaje się silniejsza... Życzę dużo siły, Tobie i Mamie przesyłam ❤ i dziękuję, że znajdujesz czas, by mnie tu, w tym miejscu odwiedzić, oraz, że zawsze Masz dobre słowo...
      Pozdrawiam również :)

      Usuń

Copyright © 2014 sylwiitwory , Blogger