Pierwszy obiad w altanie
Tak szybko, ogólnie bez przemyślenia, ale tak jest najlepiej podobno. Obiad co prawda jest już wspomnieniem, podobnie jak wakacje, podczas których ta cała uroczystość miała miejsce.
Nie wiem jak Wam, ale mnie, okres wakacyjny upłynął tak szybko, że jestem nieco otumaniona, nie dociera do mnie, że jest już wrzesień! A gdy patrzę na te zimno za oknem, na te stalowoszare chmury, wiatr, na ten przejmujący chłód wieczorami, to mam uczucie straty... nie udało mi się w pełni nacieszyć ciepłem lata a jest już zimno, jesiennie.
Marzy mi się, aby jeszcze trochę w tym roku pohasać w sukienkach na ramiączkach i w klapeczkach, daszek przeciwsłoneczny założyć...
Liczę, że ciepłe chwile będziemy w pełni celebrować na przyszły rok, kiedy w tej altanie będzie więcej zrobione. Widzę konieczność zakrycia głównej ściany przy grillu, na razie jest sam murek, reszta ściany będzie w drewnie. Ostatnia nawałnica spowodowała, że przez brak wspomnianej ściany zalało całą powierzchnię... poza tym wiatr wieje jak chce...
Ale ale! Obiad już był. Sos do spaghetti naturalnie własnej roboty, przyznaję, że coraz lepiej mi wychodzi, kiedy robię "na oko" :)
Cieszę się, że udało się zrobić parę zdjęć zanim dzieci poniosło, będzie pamiątka, mam w planach zrobić kolaż zdjęciowy, który ozdobi ścianę nad ławą.
A dziś, jak dzieci do spania wyślę, zapalę świecę, usiądę przy biurku, zacznę malować... to plus, tych zimniejszych już wieczorów..
Ach, muszę jeszcze dodać, że swoje tak jakby początki tworzenia własnego sosu do spaghetti opisałam Tutaj
A nasz pierwszy posiłek na zewnątrz domu, co było też ważnym wydarzeniem, bo połączonym z Dniem Arbuza, było na starym odrapanym stole, o tym pisałam natomiast Tutaj
Nie wiem jak Wam, ale mnie, okres wakacyjny upłynął tak szybko, że jestem nieco otumaniona, nie dociera do mnie, że jest już wrzesień! A gdy patrzę na te zimno za oknem, na te stalowoszare chmury, wiatr, na ten przejmujący chłód wieczorami, to mam uczucie straty... nie udało mi się w pełni nacieszyć ciepłem lata a jest już zimno, jesiennie.
Marzy mi się, aby jeszcze trochę w tym roku pohasać w sukienkach na ramiączkach i w klapeczkach, daszek przeciwsłoneczny założyć...
Liczę, że ciepłe chwile będziemy w pełni celebrować na przyszły rok, kiedy w tej altanie będzie więcej zrobione. Widzę konieczność zakrycia głównej ściany przy grillu, na razie jest sam murek, reszta ściany będzie w drewnie. Ostatnia nawałnica spowodowała, że przez brak wspomnianej ściany zalało całą powierzchnię... poza tym wiatr wieje jak chce...
Ale ale! Obiad już był. Sos do spaghetti naturalnie własnej roboty, przyznaję, że coraz lepiej mi wychodzi, kiedy robię "na oko" :)
Cieszę się, że udało się zrobić parę zdjęć zanim dzieci poniosło, będzie pamiątka, mam w planach zrobić kolaż zdjęciowy, który ozdobi ścianę nad ławą.
A dziś, jak dzieci do spania wyślę, zapalę świecę, usiądę przy biurku, zacznę malować... to plus, tych zimniejszych już wieczorów..
Ach, muszę jeszcze dodać, że swoje tak jakby początki tworzenia własnego sosu do spaghetti opisałam Tutaj
A nasz pierwszy posiłek na zewnątrz domu, co było też ważnym wydarzeniem, bo połączonym z Dniem Arbuza, było na starym odrapanym stole, o tym pisałam natomiast Tutaj
Przy ładnej pogodzie też często jadamy na tarasie albo w altance - człowiek czuje się wtedy jak na wakacjach :). Ale mnie cieszy jesień, nawet taka trochę pochmurna - lubię taką pogodę, zdecydowanie bardziej niż afrykańskie upały.
OdpowiedzUsuńAfrykańskich upałów też nie lubię, w lecie odpowiada mi temperatura w okolicach 25 stopni, możliwość założenia lekkich sukienek (które uwielbiam!), wiem, taki mamy klimat, że ciepłych dni jest mniej niż tych chłodniejszych, trochę sobie ponarzekałam :) Za chwilę będę chwalić jesień i momentami zimę... Pozdrawiam :)
Usuńpiękne talerze szczególnie te z doniczką
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że z tymi talerzami to mi się udało! Lubię markę Jet i nie mogłam przejść obojętnie obok tych talerzy - mam dwa serwisy z kurkami - zwłaszcza, że nikt nie był nimi zainteresowany (przypatrywałam się im przez kilkanaście miesięcy) i sprzedawca obniżył cenę do 5,90 zł za sztukę...
UsuńBardzo przyjemny ten Wasz obiadek w altance :)) Uwielbiam posiłki na świeżym powietrzu i naprawdę żałuję, że już powoli kończy się czas, kiedy jest taka możliwość. U nas wciąż jeszcze piękna pogoda, słonecznie i wręcz upalnie. Jedynie wieczory i ranki chłodne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Agness:)
Lato jest zawsze za krótkie.Fajna altana i fajne "pomidorowe"talerze :).
OdpowiedzUsuńTeż mam takie wrażenie...
UsuńAltanka, jak już pisałam w komentarzu pod poprzednim wpisem, cudna. Dziś zachwyciła mnie zastawa. Pomidorowe talerze i te z motywem pelargonii - śliczne.
OdpowiedzUsuńByłam przerażona pogodą ostatnich dni. Deszczowo, wietrznie i zimno. Miałam ochotę rozpalić w kominku. Dziś wreszcie pokazało się słońce. Mam nadzieję, że letnie ciuszki jeszcze będą w użyciu:)
Mam podobne odczucia, lato przeleciało przez place. Na dokładkę wczoraj przeczytałam, że nadciąga zima trzydziestolecia. Ten pierwszy sezon w naszym uroczysku trochę mnie przeraża.
OdpowiedzUsuńPiękne talerze
OdpowiedzUsuńPamiętam post z "dniem arbuza"...i jeszcze kilka innych takich klimatycznych u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńLubię wracać do Ciebie...
Do Twojej wyjątkowo pięknej codzienności. Nawet zwykły obiad w Twoim wydaniu to święto. Uwielbiam to!
Bardzo to miłe, dziękuję Ci :)
Usuń