Moja mała prywatna rewolucja
Od 11 dni Martynka jest na obozie konno językowym, od 10 dni z samego rana, przed śniadaniem, ale po wypitej szklance wody wychodzimy z domu, z Przemkiem, ja pobiegać, On pojeździć na rowerze.
Sądziłam, że nie dam rady, udało się jednak.
Myśl, żeby to zrobić, pojawiła się w dniu wyjazdu Martynki, w niedzielę: Co robić z Przemkiem, kiedy siostry nie będzie? Nie mogę przeznaczyć całego swojego czasu dla niego, mam swoje obowiązki przecież. Nie wyobrażałam sobie też sytuacji, w której staję na głowie, by zająć się znudzonym 5 latkiem. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca, po godzinie biegu, jeżdżenia, śniadanie, a potem każdy na pół dnia zajmuje się sobą. Przemek świetnie znosi taki podział dnia.
W tej chwili, po sportowym poranku, przy klawiaturze laptopa, obok szklanka wody z tartym imbirem, plasterkami ogórka i sokiem wyciśniętym z połowy cytryny. Zrobiłam tego napoju 2l, gdy poczuję, że mam ochotę coś zjeść przed głównym posiłkiem... wypiję kolejną szklankę.
Zgubiłam 3kg
:)
Ale nadal głównie biegam za plecami syna... muszę wołać: "...Poczekaj na mnie!..." A on się śmieje :) Śmiga na tym rowerze jak wicher. Rower, muszę też nadmienić, jest po jego tacie, który na nim jeździł, gdy był w wieku Przemka. Niesamowite, prawda? Prawie 40 lat ma ten rower...
Są teraz upały, nie gotuję za wiele, głównie surowizna, do tego kasze.
Poniżej na zdjęciu, danie obiadowe zaczerpnięte z książki "Leczenie dietą" Marka Zaremby, nieco zmodyfikowana wersja, ale równie zdrowa. Chcecie przepis?
To komosa ryżowa ugotowana, wymieszana z wyciśniętym ząbkiem czosnku, oprószona curry i gałką muszkatołową, następnie kasza wymieszana z 2 dużymi garściami jarmużu, polane 2 łyżkami oleju z pestek dyni i pestkami owocu granatu. Nie żałowałam tego ostatniego.
Przemek nie ma cierpliwości do moich zdjęć, w sumie ma rację chłopak, ileż można czekać, by coś zjeść?!
Wczoraj na śniadanie, z tej samej książki był pudding, również przepis nieco zmieniony. Zamiast kaszy jaglanej miałam gryczaną niepaloną.
Kaszę zalałam mlekiem roślinnym, dodałam płatki migdałów i zblendowałam. Przelałam (dałam za dużo mleka i wyszła zupka) zawartość do miseczek, oprószyłam porządnie kurkumą, posypałam owocami z ogrodu -borówki, maliny, poziomki.
Tak się mniej więcej żywimy.
Jem mniej, czuję się lepiej.
Choć wracam z biegania totalnie zmarnowana, czuję satysfakcję, że pomimo wewnętrznego głosu, co mi szepcze, co mogłabym zrobić innego, zamiast się tak męczyć, że właśnie nastąpił kolejny dzień, w którym się ruszyłam i zrobiłam coś dla siebie :)
Sądziłam, że nie dam rady, udało się jednak.
Myśl, żeby to zrobić, pojawiła się w dniu wyjazdu Martynki, w niedzielę: Co robić z Przemkiem, kiedy siostry nie będzie? Nie mogę przeznaczyć całego swojego czasu dla niego, mam swoje obowiązki przecież. Nie wyobrażałam sobie też sytuacji, w której staję na głowie, by zająć się znudzonym 5 latkiem. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca, po godzinie biegu, jeżdżenia, śniadanie, a potem każdy na pół dnia zajmuje się sobą. Przemek świetnie znosi taki podział dnia.
W tej chwili, po sportowym poranku, przy klawiaturze laptopa, obok szklanka wody z tartym imbirem, plasterkami ogórka i sokiem wyciśniętym z połowy cytryny. Zrobiłam tego napoju 2l, gdy poczuję, że mam ochotę coś zjeść przed głównym posiłkiem... wypiję kolejną szklankę.
Zgubiłam 3kg
:)
Ale nadal głównie biegam za plecami syna... muszę wołać: "...Poczekaj na mnie!..." A on się śmieje :) Śmiga na tym rowerze jak wicher. Rower, muszę też nadmienić, jest po jego tacie, który na nim jeździł, gdy był w wieku Przemka. Niesamowite, prawda? Prawie 40 lat ma ten rower...
Są teraz upały, nie gotuję za wiele, głównie surowizna, do tego kasze.
Poniżej na zdjęciu, danie obiadowe zaczerpnięte z książki "Leczenie dietą" Marka Zaremby, nieco zmodyfikowana wersja, ale równie zdrowa. Chcecie przepis?
To komosa ryżowa ugotowana, wymieszana z wyciśniętym ząbkiem czosnku, oprószona curry i gałką muszkatołową, następnie kasza wymieszana z 2 dużymi garściami jarmużu, polane 2 łyżkami oleju z pestek dyni i pestkami owocu granatu. Nie żałowałam tego ostatniego.
Przemek nie ma cierpliwości do moich zdjęć, w sumie ma rację chłopak, ileż można czekać, by coś zjeść?!
Wczoraj na śniadanie, z tej samej książki był pudding, również przepis nieco zmieniony. Zamiast kaszy jaglanej miałam gryczaną niepaloną.
Kaszę zalałam mlekiem roślinnym, dodałam płatki migdałów i zblendowałam. Przelałam (dałam za dużo mleka i wyszła zupka) zawartość do miseczek, oprószyłam porządnie kurkumą, posypałam owocami z ogrodu -borówki, maliny, poziomki.
Tak się mniej więcej żywimy.
Jem mniej, czuję się lepiej.
Choć wracam z biegania totalnie zmarnowana, czuję satysfakcję, że pomimo wewnętrznego głosu, co mi szepcze, co mogłabym zrobić innego, zamiast się tak męczyć, że właśnie nastąpił kolejny dzień, w którym się ruszyłam i zrobiłam coś dla siebie :)
Super, że tak Ci się udało pogodzić bieganie z rowerem synka. Jego rower jest czaderski! Mój 5-latek nie ma siły pedałować, na razie cały czas jeździ na biegowym bo tylko tak może szybko jezdzic. Rownowagę ma opanowaną do perfekcji! Ja też prosto gotuję, zwykły makaron z serem i owocami to prawdziwy rarytas��
OdpowiedzUsuńMój też na biegowym zaczął, od razu przeszedł na ten normalny bez kółek podpierających. Mimo, że równowaga tak samo opanowana, to trochę potrwało zanim się przestawił, najęczał, napłakał... :)
UsuńPięknie wyglądacie !!! Zawsze warto zrobić coś dla siebie ! Na pewno takie odżywianie jest zdrowe i będziesz miała więcej sił witalnych i dobrej energii. Brawo !!! Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiam :)
UsuńPodziwiam Cię za wytrwałość w bieganiu :) ja się totalnie w tym nie umiem odnaleźć... ruch fizyczny to dla mnie codziennie dwa razy zejście i wejście na 4 piętro...i spacery na zakupy i place zabaw, codziennie ponad 5 tys kroków (telefon mi liczy ;)).
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba Wasz sposób na spędzenie razem czasu - rower (podziwiam, że to taki pokoleniowy rower:)) i bieganie. I super, że Przemek umie zająć się sobą tzn. zrobić coś bez mamy :)
Ja siebie też podziwiam :)
UsuńAle Twój ruch fizyczny to prawdziwy ruch fizyczny! Nie tak łatwo jest po schodach latać w te i wewte, 5 tyś to ogrom! :):):)
Wiesz... moje dzieci nie mają wyboru, to takie wyuczone jest, nie dałabym rady nic zrobić, gdybym musiała nieustannie organizować Przemkowi czas, choć oczywiście milion razy podejdzie by o coś się zapytać, coś bardzo ważnego powiedzieć, przytuli i pocałować :) tak wie, że jak idę malować, to on w tym czasie robi coś swojego.
Stary rower i nadal taki sprawny.. i ja mam taki, choć nie aż tak stary. :) Brawo dla Was, pięknie spędzacie poranki, a do tego brawo za 3 kilo mniej. :) Robisz coś dla siebie, a to bezcenne. Cudownie wyglądacie na zdjęciach, tak radośnie. Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńNo i super :) powodzenia! Trzymam kciuki zebys wytrwala ;)
OdpowiedzUsuń