Kąpiel
A wiec tak... jeżeli Ktoś śledzi moje przemiany żywieniowe, ten wie, że te moje zmiany trwają już od kilku lat.
Dla mnie jest oczywiste, że gdybym miała tak nagle wszystko od razu zmienić, te moje złe przyzwyczajenia na lepsze - mimo, że to tak ładnie brzmi i też ładnie by wyglądało - to na pewno nie udałoby mi się nic. Zupełnie nic. Ja to wiem.
Każda lepsza zmiana choćby najdrobniejsza to ogromny sukces. I wcale nie przesadzam, pisze to korzystając z własnego doświadczenia. Wiem, że ciężko, a nawet bardzo ciężko jest zmienić swoje nawyki żywieniowe i przyzwyczajenia, zwłaszcza kiedy trwały one przez niemal całe życie albo, co gorsza, jak nie ma się wsparcia wśród najbliższych.
Dziś chciałabym poruszyć pewien wydawało by się, mało znany temat, jak pestycydy, którymi my wszyscy zajadamy się - o ile jemy warzywa i owoce - kupując je w warzywniakach (chyba, że są bio a my jesteśmy pewni na 100%, że to bio) albo w marketach.
Opowiem Wam , co robię, kiedy kupuję owoce i warzywa w markecie, a nawet warzywniaku:
Urządzam im kąpiel.
I to nie tylko pod bieżącą wodą, o nie, to nie wystarcza niestety. Wyobraźcie sobie, że większość stosowanych w rolnictwie pestycydów ma konsystencję wosku lub oleju, po to by ułatwić pracę tychże rolników, bo wiadomo, kiedy spadnie deszcz z nieba, opryski wtedy nie zejdą tak łatwo. Oleiste pestycydy nie są wyczuwalne w dotyku ani widoczne okiem, same mycie w wodzie nie wystarczy aby się ich pozbyć.
Staram się by mycie warzyw i owoców było nawykiem. Całość zajmuje zalewie kilka kilkanaście minut, a problemem jest wyłącznie chcenie, bo jednak jakieś czynności trzeba wykonać :) Ja to robię tak, od razu po przyjeździe do domu w misce kładę opłukane warzywa zalewam ciepłą wodą z octem, kiedy warzywa się moczą, mam co robić... potem wymieniam wodę na czystą, dodaję sodę, te 30 minut mija bardzo szybko.
Na rynku są specjalne środki do mycia warzyw i owoców, ale nigdy ich nie stosowałam. Po co, kiedy są tańsze a bardziej skuteczne zamienniki (specjalne płyny nie usuwają większości pestycydów, jedynie bakterie).
Ocet i soda oczyszczona + woda. Ja używam tylko to, ale kwasek cytrynowy i sól również można wykorzystać.
Są trzy kroki:
Dla mnie jest oczywiste, że gdybym miała tak nagle wszystko od razu zmienić, te moje złe przyzwyczajenia na lepsze - mimo, że to tak ładnie brzmi i też ładnie by wyglądało - to na pewno nie udałoby mi się nic. Zupełnie nic. Ja to wiem.
Każda lepsza zmiana choćby najdrobniejsza to ogromny sukces. I wcale nie przesadzam, pisze to korzystając z własnego doświadczenia. Wiem, że ciężko, a nawet bardzo ciężko jest zmienić swoje nawyki żywieniowe i przyzwyczajenia, zwłaszcza kiedy trwały one przez niemal całe życie albo, co gorsza, jak nie ma się wsparcia wśród najbliższych.
Dziś chciałabym poruszyć pewien wydawało by się, mało znany temat, jak pestycydy, którymi my wszyscy zajadamy się - o ile jemy warzywa i owoce - kupując je w warzywniakach (chyba, że są bio a my jesteśmy pewni na 100%, że to bio) albo w marketach.
Opowiem Wam , co robię, kiedy kupuję owoce i warzywa w markecie, a nawet warzywniaku:
Urządzam im kąpiel.
I to nie tylko pod bieżącą wodą, o nie, to nie wystarcza niestety. Wyobraźcie sobie, że większość stosowanych w rolnictwie pestycydów ma konsystencję wosku lub oleju, po to by ułatwić pracę tychże rolników, bo wiadomo, kiedy spadnie deszcz z nieba, opryski wtedy nie zejdą tak łatwo. Oleiste pestycydy nie są wyczuwalne w dotyku ani widoczne okiem, same mycie w wodzie nie wystarczy aby się ich pozbyć.
Staram się by mycie warzyw i owoców było nawykiem. Całość zajmuje zalewie kilka kilkanaście minut, a problemem jest wyłącznie chcenie, bo jednak jakieś czynności trzeba wykonać :) Ja to robię tak, od razu po przyjeździe do domu w misce kładę opłukane warzywa zalewam ciepłą wodą z octem, kiedy warzywa się moczą, mam co robić... potem wymieniam wodę na czystą, dodaję sodę, te 30 minut mija bardzo szybko.
Na rynku są specjalne środki do mycia warzyw i owoców, ale nigdy ich nie stosowałam. Po co, kiedy są tańsze a bardziej skuteczne zamienniki (specjalne płyny nie usuwają większości pestycydów, jedynie bakterie).
Ocet i soda oczyszczona + woda. Ja używam tylko to, ale kwasek cytrynowy i sól również można wykorzystać.
Są trzy kroki:
- Usuwam szkodliwe bakterie płukając warzywa i owoce w wodzie o odczynie kwaśnym - na 1 litr wody pół szklanki octu jabłkowego (zwykły też może być), zostawiam na 2-5 minut
- Usuwam pestycydy płukając w wodzie o odczynie alkalicznym, na litr wody jedna czubata łyżka sody oczyszczonej. Zostawiam warzywa na ok. 30 minut. Woda od użytych oprysków staje się mętna. Najczęściej woda jest lekko żółta/caffe latte. Czasem, jak zdarzy mi się kupić w markecie np. cytryny, to przy płukaniu woda jest nie tylko mętna, ale ma tłusty film. Tylko pomyśleć, że to trafia do naszego organizmu, brrrr... !
- Płukam w wodzie, ocet i soda nie zmieniają zapachu, warzywa wkładam do lodówki, i staram się użyć je jak najszybciej
Cieszę się bardzo z mojego przydomowego ogródka, jest wprawdzie mały, ale na przykład mam BIO :) cukinię, marchewkę, pomidory, buraczki, fasolkę szparagową, ogórki, zioła... po resztę muszę niestety jeździć tu i ówdzie by jak jakiś prehistoryczny myśliwy zdobyć paprykę i brokuła... ale to nie minione czasy, gdzie kupiło się ziemniaka i wiedziało, że to tylko ziemniak....ale to czasy obecne, i niestety podejrzliwie trzeba patrzeć, co do koszyka wkładamy. A więc tak: ja myję i płukam warzywa i owoce, i myślę sobie, że znowu robię wszystko, co w mojej mocy...
Jejku...Twoje zdjęcia zawsze są takie kolorowe, piękne... :) Dobrze umyte warzywa i owoce to podstawa :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie kolorowe, a chciałam od początku (zwłaszcza na instagramie) aby wszystkie były w bieli, szarości, czerni, takie stonowane. Nie wyszło :)
UsuńJa do niedawna sądziłam, że podstawą jest mycie warzyw w samej wodzie...
Pozdrawiam :)
Nie znałam tego sposobu , myślałam że sama woda wystarczy , więc byłam w błędzie , dziękuję za cenne rady :))
OdpowiedzUsuńJa w różnych miejscach czytałam i słyszałam o myciu, ale nie miałam odpowiedniej motywacji chyba. Albo może raczej to leń był. Sądziłam, że mycie wystarczy, no bo przecież, co innego mogłabym zrobić z papryką jak ją tylko wymyć w wodzie? Ale przetestowałam raz i stwierdziłam, że ja czegoś takiego do ust nie będę brać. Pamiętam też, że byłam trochę zdenerwowana, bo to trochę absurd aby się tak nagimnastykować, by czyste warzywo do ust wziąć - jestem z tego pokolenia, co znalazło jabłko pod drzewem, obtarło w koszulkę i zjadło, bez mycia w wodzie.
UsuńTo już któreś kolejne miejsce gdzie napotykam się na te przepisy na płukanki, ale narazie mimo, że mam bobasy w domu leń wygrywa z wyrzutami sumienia.
OdpowiedzUsuńJa też należę do osób, które po raz kolejny gdzieś to przeczytały. Jeszcze niedawno myłam warzywa w wodzie pod kranem, aż pewnego dnia pomyślałam sobie, a co tam przetestuję, zobaczę czy mają rację ci, co piszą o tych opryskach.... i zobaczyłam, przekonałam się sama. Warto zrobić sobie test i wymyć w ten sposób na przykład 3-4 jabłka z marketu, efekt może pokonać w pewien sposób lenistwo. Mnie pomogło.
UsuńPoza tym cały czas myślę, że każda z nas ma swój moment, w którym jest gotowa na zmiany, to od nas zależy decyzja. I to, co zrobimy to nasza sprawa. Pozdrawiam :)
Czytałam już kiedys o tych płukankach, ale jakos nie mialam w sobie samozaparcia by to faktycznie zrobić. Musze to przetestowac :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie korzystałam z takiego sposobu mycia warzyw. Na pewno go wykorzystam, w końcu zdrowie moich najbliższych jest najważniejsze. Piękne zdjęcia, takie żywe i soczyste kolory :). Przesyłam pozdrowienia;).
OdpowiedzUsuńCzego to nie robimy dla naszych bliskich, choć tak staranne mycie warzyw w minionych czasach można byłoby określić szaleństwem, staram się trzymać jakiś umiar, skórek od banana wyparzać nie będę..
UsuńDziękuję i również pozdrawiam :)
Nigdy nie spotkałam się z takim sposobem mycia owoców i warzyw. Na szczęście większość mam ze swojego ogródka i wiem, że nie są pryskane. Spisałam Twoje porady i wykorzystam je przy najbliższej okazji.
OdpowiedzUsuńWłasny ogródek to jednak własny ogródek, chociażby kilka doniczek na maciupkim balkoniku :)
UsuńBardzo Ci dziękuję za wskazówki. Niby wiedziałam, słyszałam w ubiegłym roku ale gdzieś mi to umknęło. Straszne jest to że nawet w zwykłej marchewce jest pełno chemi!!!
OdpowiedzUsuńA jak już wspomniałaś o marchewce... no szkoda, że nie mogę podać nazwy marketu! A więc, w pewnym markecie, kiedyś kupiłam marchewkę, wiadomo wymyłam (w wodzie tylko, bo nie wiedziałam, że należy dla pewności zrobić coś więcej) i wrzuciłam do wrzącej wody, pozwoliłam jej się ugotować. Kiedy wróciłam po wyznaczonym czasie byłam bardzo zdumiona, woda po ugotowaniu marchewki była koloru jasnozielonego barwnika, nienaturalnie to wyglądało.
Usuń