Historia jednego zdjęcia. Jak zrobić idealną fotografię (w osobistym rozumieniu)
Bo to jest tak.
Kupiłam w pewnym sklepie czekoladę do rozpuszczania, na patyku taką, a dokładniej czekolady na patykach.
Nie planowałam, nie myślałam w ogóle, by im zdjęcia robić. Kto normalny robi zdjęcie mieszadełku, choćby ono czekoladowe było? Zwłaszcza kiedy ma się na głowie pilniejsze sprawy.
Odruchowo postawiłam na desce, tło z innych desek i półeczki starej, nieśmiało jeszcze, że może jakieś zdjęcie zrobię...
Ta półeczka, to skrzyneczka z szufladkami, wytargana ze śmietnika przyszkolnego. Jakoś moje oczęta wypatrzyły wśród połamanych, pogiętych, zardzewiałych elementów niepotrzebnych ławek, biurek i innych nieokreślonych sprzętów. Ja do tego tematu wrócę jeszcze... powiem tylko, że jestem właśnie świeżo po (dzisiaj znaczy się) wydobyciu z hałdy, kolejnych perełek.
Bo czyż ta skrzyneczka z przegródkami nie jest idealna do tego zdjęcia? :)
Gdy ją postawiłam, tworząc w ten sposób tło, przebiegła mi myśl, że jakoś tak pusto.
W tym czasie, rozmyślania musiałam przerwać, bo w kuchni obiad gotujący się pilnie mnie potrzebował. Potem jedno dziecię, następnie drugie... wróciłam po niespełna godzinie do tej mojej scenki. Jeszcze jasno było.
Godzina 15.00 w grudniu, to jakby walka z czasem :)
Bardzo mi się nie spodobało, że te tło takie puste mi się wydało, wiedziałam, co to w praktyce oznacza. Wśród milion pytań i żądaniom odpowiedzi na nie, skakałam po drabinie, szukając ... właściwych pudełek z ozdobami świątecznymi. A tych pudełek całe mnóstwo, wszystkie opisane, a mimo to... kto znajduje, gdy mu się spieszy daną rzecz od razu? Musiałam przekopać się przez kilkanaście pudełek i pudełeczek, zawiniątek przeróżnych, by wyciągnąć to, co w wizji pasowało.
Naturalnie z przerwami na kuchnię, na pomoc Młodszemu i do Starszej wytłumaczyć, bo coś z zadaniem domowym nie tak..
O 15.30 zaczęłam się już lekko denerwować. Młody szturchnął stołem, część wystawki się posypała... Jedno zdjęcie, drugie, trzecie... pięćdziesiąte... serio. Przy tym wygibasy przeróżne.
Celowo wstawiłam by pokazać - bo wiem, że są takie osoby, którym się wydaje, że jakieś studio, albo, że zdjęcie same się robi :) Normalny dom, normalne życie, normalny pokój ze stołem, który służy do czegoś innego. Z powodu fanaberii właścicielki (której najwidoczniej się nudzi i nie ma co z czasem wolnym zrobić) stół i jego otoczenie zamienia się w plan zdjęciowy.
Za deskami skrzynie, i drabina przykryta czarną tkaniną, bo w zbliżeniu nie da się skadrować odpowiednio. Wystaje te drewno i straszy kolorem. A i tak ciągle mi coś nie pasowało, tam coś za blisko, coś krzywo, za bardzo napaćkane, tam za pusto. No nie dogodzisz. Ustawiam, poprawiam, zamieniam, ujmuję, dodaję, biegam do kuchni, do dzieci, kurier przyjechał, telefon dzwoni... mąż, że się spóźni... Ta myśl, że przecież będę musiała to wszystko posprzątać, a bałagan coraz większy, bo światło zanika, nie ma czasu na odłożenie rzeczy na swoje miejsce...
I powiem Wam, że za każdym razem, mówię sobie, że nigdy więcej! Po co mi to?! Te łączenie obowiązków, normalnym, codziennym życiem z pasją. Ta bieganina, ten bałagan, co później trzeba sprzątać dłużej niż się wystawiało. Dla jednego zdjęcia. Jednego!
Marna ze mnie "fotografka" :)
Dlatego ciągle próbuję, bo gdzieś tam - pomimo zniechęcającej gonitwy - mam świadomość, że może się uda choć jedno zdjęcie, z którego mogę być dumna.
A jak tam u Was? Też się zmagacie fotograficznie, by zdjęcia na Waszych blogach były ozdobą, czy idziecie w umiar i prostotę, za którą lekko zazdroszcząc wypatruję maślanymi oczyma, i wypominam sobie przy okazji, że beznadziejny ze mnie przypadek, z tą miłością do paćkania :)
I mówię Wam, nie omijacie rzeczy wyrzuconych przez innych ludzi, nie wiadomo, na jakie cuda można natrafić.
Kupiłam w pewnym sklepie czekoladę do rozpuszczania, na patyku taką, a dokładniej czekolady na patykach.
Nie planowałam, nie myślałam w ogóle, by im zdjęcia robić. Kto normalny robi zdjęcie mieszadełku, choćby ono czekoladowe było? Zwłaszcza kiedy ma się na głowie pilniejsze sprawy.
Odruchowo postawiłam na desce, tło z innych desek i półeczki starej, nieśmiało jeszcze, że może jakieś zdjęcie zrobię...
Ta półeczka, to skrzyneczka z szufladkami, wytargana ze śmietnika przyszkolnego. Jakoś moje oczęta wypatrzyły wśród połamanych, pogiętych, zardzewiałych elementów niepotrzebnych ławek, biurek i innych nieokreślonych sprzętów. Ja do tego tematu wrócę jeszcze... powiem tylko, że jestem właśnie świeżo po (dzisiaj znaczy się) wydobyciu z hałdy, kolejnych perełek.
Bo czyż ta skrzyneczka z przegródkami nie jest idealna do tego zdjęcia? :)
Gdy ją postawiłam, tworząc w ten sposób tło, przebiegła mi myśl, że jakoś tak pusto.
W tym czasie, rozmyślania musiałam przerwać, bo w kuchni obiad gotujący się pilnie mnie potrzebował. Potem jedno dziecię, następnie drugie... wróciłam po niespełna godzinie do tej mojej scenki. Jeszcze jasno było.
Godzina 15.00 w grudniu, to jakby walka z czasem :)
Bardzo mi się nie spodobało, że te tło takie puste mi się wydało, wiedziałam, co to w praktyce oznacza. Wśród milion pytań i żądaniom odpowiedzi na nie, skakałam po drabinie, szukając ... właściwych pudełek z ozdobami świątecznymi. A tych pudełek całe mnóstwo, wszystkie opisane, a mimo to... kto znajduje, gdy mu się spieszy daną rzecz od razu? Musiałam przekopać się przez kilkanaście pudełek i pudełeczek, zawiniątek przeróżnych, by wyciągnąć to, co w wizji pasowało.
Naturalnie z przerwami na kuchnię, na pomoc Młodszemu i do Starszej wytłumaczyć, bo coś z zadaniem domowym nie tak..
O 15.30 zaczęłam się już lekko denerwować. Młody szturchnął stołem, część wystawki się posypała... Jedno zdjęcie, drugie, trzecie... pięćdziesiąte... serio. Przy tym wygibasy przeróżne.
Potem w między czasie obróbka (latanie do kuchni i do innych spraw nadal, żeby nie było:) ze 100 zdjęć - jakoś wyjątkowo mi nie szła ta sesja - wybrać te jedno jedyne. A tu taki problem, ujęcie ładne, jedna gwiazdka obróciła się tak, druga inaczej, obydwa zdjęcia super są! Ale nie mogę przecież na bloga wrzucić, co mi się podoba, bo zapcham post, ludzi zniecierpliwię... Czas upływa na wybieraniu najlepszego zdjęcia, jego obrabianiu, zapisywaniu w odpowiednim folderze...
Za deskami skrzynie, i drabina przykryta czarną tkaniną, bo w zbliżeniu nie da się skadrować odpowiednio. Wystaje te drewno i straszy kolorem. A i tak ciągle mi coś nie pasowało, tam coś za blisko, coś krzywo, za bardzo napaćkane, tam za pusto. No nie dogodzisz. Ustawiam, poprawiam, zamieniam, ujmuję, dodaję, biegam do kuchni, do dzieci, kurier przyjechał, telefon dzwoni... mąż, że się spóźni... Ta myśl, że przecież będę musiała to wszystko posprzątać, a bałagan coraz większy, bo światło zanika, nie ma czasu na odłożenie rzeczy na swoje miejsce...
I nagle, niespodziewanie, w wyniku kilku ruchów zaledwie, powstało jedno zdjęcie. Jedno jedyne, które wyszło tylko dlatego, że nie zdążyłam ze światłem, o 16.30 było już wystarczająco ciemno, by zwijać kram. I wtedy! Wtedy właśnie :)
Marna ze mnie "fotografka" :)
Dlatego ciągle próbuję, bo gdzieś tam - pomimo zniechęcającej gonitwy - mam świadomość, że może się uda choć jedno zdjęcie, z którego mogę być dumna.
A jak tam u Was? Też się zmagacie fotograficznie, by zdjęcia na Waszych blogach były ozdobą, czy idziecie w umiar i prostotę, za którą lekko zazdroszcząc wypatruję maślanymi oczyma, i wypominam sobie przy okazji, że beznadziejny ze mnie przypadek, z tą miłością do paćkania :)
I mówię Wam, nie omijacie rzeczy wyrzuconych przez innych ludzi, nie wiadomo, na jakie cuda można natrafić.
O, widzisz! dobry tekst! - ja mam świadomość, ile czasu, pracy i nerwów kosztuje zrobienie dobrego zdjęcia. Dlatego (paradoksalnie) u mnie zdjęcia są wciąż najsłabszym ogniwem - bo ja tego czasu zwyczajnie nie jestem w stanie obecnie wygospodarować. Coś musiałabym zawalić, z czegoś zrezygnować, żeby móc zająć się sensownym fotografowaniem, choćby tylko moich obrazków. A mam też wizje rozszerzenia tematyki, ale hamuje mnie właśnie kwestia zdjęć. Nawet z inwestycją w aparat wciąż zwlekam, bo co po samym zakupie najwspanialszego nawet aparatu, jak trzeba ogarnąć jego obsługę, nauczyć się obróbki, bawić się w komponowanie planu itd. Miałam do wyboru - albo pisać i pokazywać obrazki na miarę moich marnych możliwości, albo całkiem zrezygnować z bloga. Robię więc co mogę, na razie foty są baardzo kiepskie, ale mówię sobie, że nie dla ładnych zdjęć prowadzę swój blog :). Oczywiście chciałabym, żeby znalazł się w końcu czas na zajęcie się tą kwestią, przyjemnie by było mieć fajne zdjęcia, poza tym moje obrazki w realu naprawdę wyglądają znacznie lepiej niż na takich marnych fotkach, a więc sama kwestia właściwej prezentacji moich wytworków... No cóż, do Twojego poziomu mam do przebycia lata świetlne. Lubię zajrzeć do Ciebie nawet tylko dla samych zdjęć i ładnych aranżacji. Jesteś w tym świetna!
OdpowiedzUsuńMasz rację! Jeszcze ani razu się nie zdarzyło, bym nie musiała dokonywać wyborów. Zawsze tak jest, że coś zawalę, z czegoś muszę zrezygnować. I to jest niezwykle frustrujące.
UsuńŻyczę Ci zadowolenia ze zdjęć, z prezentacji swoich prac, a przede wszystkim czasu czasu i jeszcze raz czasu, byś nie Musiała podejmować niechcianych wyborów.
Dziękuję za miłe słowo :*
U mnie tak samo. Zdjęcia są najsłabszym ogniwem. Wiadomo gdy jest jasno to ja zawsze jestem z dziećmi. Wierze jednak ze kiedys bedzie latwiej �� a Twój wpis rozumiem bardzo dobrze ��
OdpowiedzUsuńPiekne zdjecia ;) u mnie zdjecie to narzedzie do pokazania tego, co zrobilam. Pewnie, mozna sie pobawic w aranzacje otoczenia, ale to kwestia wyboru osoby publikujacej wg mnie ;) nie mam parcia by sie w to bawic, ale zawsze chetnie obejrzę zdjecia innych osob ;)
OdpowiedzUsuńu mnie to różnie bywa jak sesja jest zamówiona to się bawię do upadłego, bo wtedy jest większy stres, chociaż nieraz paradoksalnie, potrafię zrobić szybko kilka zdjęć z których jestem zadowolona od razu a np. z jednym idzie mi pod górkę. Najbardziej lubię jednak fotografować ludzi, kiedy nie pozują, to jest wtedy kilkaset strzałów i zawsze coś fajnego się zrobi. najlepsze są jednak dla mnie nieplanowane kadry to kwestia kilku minut - 15-20 i jest spory materiał do wybrania. nie wiem wtedy pewnie jest więcej entuzjazmu,mniej stresu i dlatego lepiej wychodzi, zdjęcia same się robią:)
OdpowiedzUsuń