MĄŻ DOMATOR- JAK PODNIEŚĆ MU CIŚNIENIE I SPRAWIĆ BY BYŁ ZADOWOLONY

Powiem Wam, że mam podejrzenia, iż między moim mężem a mną przechodzi jakieś pasmo "porozumienia przeciwnego", odbywające się poza moją świadomością :)
Jeżeli nasz Dzień Ananasa pamiętacie (do zobaczenia Tutaj ), to wiecie, że w tym samym czasie obydwoje planowaliśmy, w sekrecie między sobą, niespodziankę - czas wspólny.
A więc nauczona wcześniejszym doświadczeniem, powiadomiłam męża o moich planach trzy dni wcześniej, dumna z siebie, że zapięłam wszystko na ostatni guzik.
Dla przypomnienia (gdyby zapomniał) dzień wcześniej (a dokładnie kilka godzin PRZED) zrobiłam powtórkę. Mniej więcej wyglądało to tak (rozmowa toczona w nocy, szeptem gdyż dzieci spały, wykrzykniki dla podniesienia wagi :)

Mediacje

- Słuchaj Adam... jutro śniadanie jemy w lesie... przypominam
- Co?!?
- Co co... (!) - znowu się zaczyna, myślę sobie
- Jutro nie da rady, na mecz z chłopakami jadę o 14.00 muszę wyjechać
- Co takiego?!?  - to ten moment, w którym, jeżeli myślałam o mediacjach, to o nich zapomniałam natychmiast. To niesamowite jak można natychmiast zapomnieć o czymś.
- Jadę jutro z chłopakami na mecz, o 14. 00 wyjeżdżamy, bilety kupione
- A to super, jedź sobie nawet na księżyc! ... Słuchaj... dlaczego mi nic nie powiedziałeś, że na jakiś mecz sobie jedziesz?Przecież to jest niedziela, Ty sobie pojedziesz się zabawić, a ja sama z dziećmi zostanę, czy ty o tym pomyślałeś choć na chwilę?!
- Mówiłem....Do jakiego lasu - przerywa mi - chcesz jechać, blisko rozumiem? - z nadzieją w głosie, pewnie ma też taką samą nadzieję, że nie będzie się za bardzo musiał wysilać.
- Nie mówiłeś, chyba ci się śniło, że mówisz do mnie, to ja ci przedwczoraj mówiłam o tym lesie.... do jakiegoś reprezentacyjnego, marzy mi się taki  czyściutki bez chaszczy, mech, wrzosy, a w śród nich sosenki, brzozy na przykład
-Nigdzie tak daleko nie jedziemy
- Jedziemy
- Ja o 14.00 wyjeżdżam, nie zdążymy, o której chcesz jechać? To dwie godziny jazdy
-Nie kombinuj, do godziny i jesteśmy w jakimś fajnym miejscu, kocyk, herbatka, jedzonko, dzieci będą szczęśliwe, a może potem na grzybki na chwilę...?
- Takie wymyślanie - gbura już pod nosem, chyba te grzybki do niego przemówiły. Trzeba wiedzieć, ze grzybki to on uwielbia, zwłaszcza zasmażane na masełku z jajecznicą i dużą ilością pietruszki -Jak znam życie, to wyjedziemy po 10.00 i nie zdążę
- Nie wyjedziemy po 10.00! Ja już się postaram by wcześniej wyjechać, zobaczysz, zjemy sobie śniadanko w lesie, potem na grzybki, i zdążysz na tę swoją 14.00... kawalerze (!)
- Ty to zawsze musisz coś wymyślić - mówi rozdrażniony
- I wzajemnie... dobrze wiesz, że musimy dojść do jakiegoś porozumienia. Nie tylko ty chcesz mieć fajną niedzielę. Dla dzieci to naprawdę będzie niespodzianka, a przecież lubisz chodzić na grzyby
- A i jeszcze jedno, zdjęć robić nie będę
- No to nie będziesz, trudno, jakoś to przeżyję - a co to pierwszy raz?

Oczywiście pojechaliśmy. w radosnej atmosferze, bo ten mój maż, to musiał się najpierw przespać z tematem, by zrozumieć, że aby wziąć to trzeba najpierw dać, choć sądzę, że bardziej mu o grzybki chodziło.
Po 50 minutach znaleźliśmy dość ciekawy las, (niestety bez mchu i wrzosów), parkingi załadowane autami cudem udało się wjechać w miejsce, myślę sobie, że po grzybkach, na pewno przebrane, jak tyle ludzi.
 Otwierając bagażnik myślę, że to nic, za to zjemy sobie śniadanie na łonie przyrody, też fajnie będzie, dawno tak nie robiliśmy.  Mija nas pani, widzę, że majta wiaderkiem a ono puste, nic z niego nie wypadnie. Okazuje się, że grzybów nie ma, przechodzi na drugą stronę, może coś znajdzie.
Wzruszam ramionami, cóż...
Idziemy się najpierw rozejrzeć, poszukać polankę na piknik, bierzemy malutki koszyczek, w razie czego...
I co się okazuje? Po pół godzinie byliśmy z powrotem przy aucie, by wziąć większy kosz, bo ten mały był już cały zapełniony, kieszenie kurtek naszych też. Tyle grzybów! Weszliśmy do młodego lasku, gdzie drzewka nie mały nawet 2m, a tam jak zatrzęsienie.
... Powiem Wam, że to żadna przyjemność zbierać grzyby, gdzie jeden przy drugim rośnie, przy 50 przestało mnie to już bawić. Ja to jednak lubię chodzić sobie po lesie (bez chaszczy) i tu tam, niespodziewanie znaleźć jakiegoś pięknego grzybka pod liściem. Niczym niespodzianka.
To było najszybsze zbieranie grzybów w moim życiu. Nie wiem czy czasem ten mój Adam jakiś modłów podczas snów nie urządzał, że tak się los Mu przychylił.

Podsumowanie mediacji

Jedziemy z powrotem, w aucie dzieci  między sobą rozmawiają,  w tle gra cicho muzyka, słyszę jego zadowolony głos
- Dobrze to wszystko wymyśliłaś
W ogóle tego nie skomentowałam, bo co tu komentować? 
Teraz już wiem, że trzeba go o moich planach powiadomić wcześniej niż trzy dni do tyłu, tu trzeba miesiąc. 
Życie z drugim człowiekiem, który ma zupełnie inny temperament do łatwych nie należy ;)


Jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałam poruszyć.
W zasadzie jedynym odstraszaczem, zniechęcającym mnie mocno do wędrówki po lesie, jest wszelkie robactwo, a przede wszystkim kleszcze, których się boję panicznie. 
I nadziwić się nie mogę, jak to się stało, że w dzieciństwie nie złapałam ani jednego, kiedy właściwie spałam w trawie. I to nie na kocyku. To były lata, kiedy po ulicy stąpałam tylko w drodze do szkoły (od mojego domu do miejsca, w którym położony był asfalt był dość spory kawałek drogi polnej), a tak wiodłam życie wśród krzaków, drzew, trawy. I nie złapałam kleszcza, nie przypominam sobie, by o nich było tak głośno jak teraz. To co słyszę, to mnie przeraża i sprawia, ze włos na głowie się jeży. Niestety znam osobiście przypadek, 10 letniego wówczas chłopca, który zachorował na kleszczowe zapalenie mózgu. Mam się czego bać.
Kleszczy panicznie się boję (jak zresztą wszystkich pajęczaków)

Walka z kleszczami

Wyczytałam, że kleszcze nie lubią zapachu m.in.: tymianku, zapachu olejku m.in: cytronelowego... czosnku... Postanowiłam wykorzystać zasoby domu.
Zerwałam w ogrodzie dość spory pęczek tymianku, zalałam go wrzątkiem, tak aby ledwo przykryć zioło, a gdy woda ostygła przelałam do słoiczka, dodałam 2 łyżki soku z cytryny. Przelałam część do atomizera. W domu mam też olejek cytronelowy* (z certyfikatem, całkowicie naturalny, można go używać bezpośrednio na skórę po rozcieńczeniu, stosowany jest również do inhalacji; może pomóc w leczeniu i zapobieganiu przeziębieniom, gorączce, bólu głowy), wymieszałam go z olejem z pestek winogron, w proporcji 50ml oleju + 5 kropel olejku. Przed samym wyjazdem, zjedliśmy po ząbku czosnku, by zmienić zapach naszego potu, ubraliśmy się dość jasno, by w razie czego zobaczyć, czy coś po nas chodzi. Przed wyjściem bezpośrednio do lasu natarłam porządnie dzieci i męża olejkiem cytronelowym (o sobie tak jakbym zapomniała, że też porządnie muszę) i nie żałowałam popsikać gromadkę wodą rozmarynową (ale pięknie pachnie!) również podczas wędrówki po lesie.

Wyniki zabiegów

Nie przyczepiło się nic do dzieci i męża. Wszystkie muszki i inne insekty omijały nas z daleka. Tak jakby ich w ogóle nie było.
Wracamy do domu, gdzieś tak w połowie drogi, czuję że coś po mnie łazi w okolicach szyi, patrzę w lusterko boczne bo nie dało się "w ciemno" złapać, a tu widzę! Aaaaaaaaaa!!!!!!!!
Jak dobrze, że nie zdecydowałam się prowadzić samochodu, bo ja taka panikara okropna jestem. Nie mam pewności czy prawidłowo bym się zachowała. A na tym fotelu pasażera przez chwilę myślałam, że to ja wystartuję w kosmos, udało mi się jednak go złapać i wcisnąć w chusteczkę, i z zaciśniętą pięścią jechałam tak spięta, a potem jak już się zatrzymaliśmy rozwinęłam zawiniątko ostrożnie na masce auta (bałam się, że jak w horrorze, wyskoczy mi na twarz czy coś)... 100% kleszcz.
Chodził i szukał miejsca by się wbić,nie wyglądało na to, że chciał się zatrzymać, akurat szedł po szlaku, w który znajdował się 2 godziny wcześniej olejek, więc może ten zapach jeszcze tam był, gdzie miał zamiar się wbić się zastanawiam? (podobno wtarty olejek cytronelowy wnika do skóry), ale to takie moje przypuszczenia...Naprawdę, idzie się załamać.
Wszystkie procedury po przyjściu z lasu zostały zachowane. Przejrzeliśmy się dokładnie, ubrania trafiły od razu do prania, kąpiel.

Co dalej?

Ciężka sprawa... nie mogę nikomu w domu zabronić wchodzić do lasu, bez sensu prawda?
Teraz o sobie nie zapomnę, też się natrę więcej, wypsikam bardziej. Jeden ząbek czosnku to za mało. Następnym razem wysmaruję wszystkich i siebie też porządnie olejkiem, wypsikam wodą tymiankową, zjemy więcej ząbków czosnku, dodatkowo wysmaruję punktowo odzież olejkiem, co zrobić więcej?
Założyć czepek pływacki, by ochronić głowę?
:)
Te psikadła sklepowe już od dawna nie używam, w moim odczuciu przyciągają a nie odstraszają.
Że też człowiek nie może sobie normalnie pójść na spacer do lasu, albo wejść w jakieś krzewy bo strach jest, że coś z odwłokiem go dopadnie.
Czy macie swoje sprawdzone sposoby na walkę z kleszczami? Z chęcią dołączę do swojej listy niezbędnika.


* O Cytroneli kilka informacji Tutaj
Olejek cytronelowy, który mam w domu Tutaj

26 komentarzy:

  1. Takie śniadanie w lesie to musi być super sprawa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Grunt, że wyprawa udana, i jak widać na załączonych obrazkach, wszyscy zadowoleni. Może z wyjątkiem... kleszcza, któremu pokrzyżowałaś plany! Na nieszczęście, jestem osobą, którą upodobało sobie wszelkie robactwo. Komary nie gryzą nikogo z mojej rodziny, mnie żrą. Podobnie meszki. A kleszczy w tym roku wyciągnęłam ze swojego ciałka już pięć. Pierwszy wpił się w środku zimy, gdy wyciągałam z szopy drewno do kominka. Jakież było moje zdziwienie, gdy go zobaczyłam! Pozostałe egzemplarze upolowały mnie w ogrodzie i w lesie. Mam nadzieję, że wszystkie te osobniki, które mnie ukąsiły nie są nosicielami boreliozy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję, wiem jakie to jest uciążliwe, choć nie jestem wcale tak mocno hołubiona przez robactwo.
      Ale z tymi kleszczami to mnie przeraziłaś :0 Co ma kleszcz do roboty w drewnie chowanym do palenia (!) :( ... a pozostałe w ogrodzie - czyli w miejscu, które z założenia powinno być bezpieczne, bardzo mi przykro, jak to przeczytałam. Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku.
      Miałam w tym roku porozsadzać w wielu miejscach ogrodu wrotycz, ale nie przyjął się, na drugi rok planuję kupić już sadzonki. Wrotycz ma działanie odstraszające kleszcze i gryzonie. O kocimiętce też słyszałam. Teraz właśnie czytam, że wyciąg z korzenia chrzanu dodatkowo zabija.
      Trochę martwi mnie ta sytuacja, bo wygląda na to, że z roku na rok jest ich coraz więcej. A nie słyszałam nic o powziętych odpowiednich krokach. Może trochę ponosi mnie wyobraźnia, ale jak to tak dalej będzie wyglądać, to całkiem możliwa okazać się może wizja jak z filmu grozy.
      A próbowałaś pić herbatę z czystka? Podobno picie wywaru regularnie zmienia zapach potu, co ma na nie dezorientujący wpływ.

      Usuń
    2. Czytałam kiedyś o wielu zaletach czystka i nawet go kupiłam, ale skończyło się na wypiciu naparu raz, może dwa. Wrotycz rośnie (dziko) na łąkach wokół domu, który buduje mój zięć. I tam właśnie kleszcza "złapałam". Nie wiem zatem, czy to skuteczny odstraszacz? A może ja mam jakąś wyjątkowo smaczną krew? Uwielbiam jeździć na grzyby i chyba nie odpuszczę tego sposobu na relaks, ale ostatnio trochę obaw zawsze mam.

      Usuń
    3. Dość "zabawne" z tym wrotyczem. Przypomniało mi to komentarz koleżanki, która na moje pytanie (walczyła z molami) czy próbowała zastosować saszetki odstraszające mole, odpowiedziała, że w tej saszetce właśnie się zagnieździły.
      Zrezygnować z relaksu, jakim jest zbieranie grzybów z powodu kleszczy... rozumiem dylemat. Jakiś czas temu natknęłam się na TickLess, to urządzenie w formie breloka, wysyłające sygnał ultradźwiękowy, który sprawia, że stajemy się niewidzialni. Będę musiała się jednak na niego zdecydować. To trochę jak dla mnie wydatek jest x4 ale jak trzeba to trzeba, wcześniej zniechęciła mnie informacja, że to skuteczna ale jednorazówka, baterii nie da się wymienić, czytałam przed chwilą opinie, to ludzie i z tym problemem sobie poradzili.

      Usuń
  3. Podziwiam za te przygotowania na wypadek spotkania z kleszczem...
    Sądzę, że gdybym poczuła, że po mnie chodzi takie małe obrzydliwe coś to... no bez zastanowienia wystartowałabym w kosmos :) o ile przedtem bym nie zemdlała z przerażenia...
    Piękne nastrojowe zdjęcia i fajny tekst - zresztą jak zwykle! :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ze strachu.
      Jak ja nie cierpię tej swojej cechy, zamiast się od razu skupić i jasno myśleć by działać, to piszczę miotam się albo patrzę zahipnotyzowana w jeden punkt. Dobrze, że mi starczyło rozsądku by tego kleszcza ściągnąć i przycisnąć palcem i szukać chusteczek w schowku a nie w amoku rzucić gdzieś w auto.
      Tak sobie myślę, że on musiał chodzić po mojej bluzie, bo jestem typowym wrażliwcem i nie ma szans bym nie poczuła gdyby chodził po całym moim ciele. Masz rację... obrzydlistwo! :)

      Usuń
  4. Piękne kadry :) Udana wyprawa i fajna historia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Choć przy tym ostatnim wolałabym aby nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
      - Słuchaj Adam... jutro śniadanie jemy w lesie... przypominam
      - Kochanie, Ty nie musisz mi nic przypominać, ja to sobie zapisałem na pulpicie komputera w formie plakatu, Twoja wyprawa to moja wyprawa, cieszę się z twoich pomysłów, proszę o więcej!
      ;)

      Usuń
  5. wyprawa do lasu super nawet mimo przeciwności losu i niespodzianek i widzę smaczna herbatka w pieknych kubkach była

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie bagatelizujcie ukąszenia przez kleszcza. Zróbcie choć podstawowe badania. Leczyłam się antybiotykami przez 6 m-cy, zaatakowało mi kolana. Mąż zbadał się przy okazji bo go namówiłam i okazało się, ze ma jeszcze gorszy wynik niż ja. Jest kolejny raz na kuracji antybiotykowej, obecnie ma problemy z dłonią. Reumatolog powiedział, ze to od kleszczy. Nie bagatelizujcie ugryzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi przykro, że Was takie nieszczęście spotkało...
      Myślę, że chyba nikt tutaj nie bagatelizuje choroby, jakie przenoszą kleszcze, być może nie zdajemy sobie sprawy do końca, bo z tego co zrozumiałam, nikt z komentujących dotąd nie cierpiał bezpośrednio na skutki ugryzień.
      Czytałam na kilku stronach odnośnie boreliozy, że choroba może w nas tkwić przez wiele lat nieaktywna, a potem nagle...
      Życzę Wam dużo siły!

      Usuń
  7. Nawet nie wiesz jak dobrze Cię rozumiem. Szanowny małżonek podobnie postrzega moje i swoje plany. No jakbym nas słyszała ;)
    Dobrze że udał się wypad do lasu, dzieci szczęśliwe, tata uśmiechnięty...chyba zapomniał na moment o meczu.
    Dziękuję za informację dotyczącą olejku, przyznam że właśnie te sklepowe śmierdziuchy stosuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim opublikowałam post, pomyślałam sobie, czy aby nie narzekam, bo... jak czytam blogi innych dziewczyn, to taką piękną sielską relację z mężami mają, pełne porozumienie, zero problemów, a ja tu wyskakuję z mężem, który na MECZ się wybiera, nie licząc się z nikim i niczym.
      My ogólnie dochodzimy do porozumienia, ale najczęściej właśnie oto w taki sposób, gdzie ścierają się dwie siły...
      Przyznam się, że dość ciężko mi wyobrazić sobie, że Ktoś inny prowadzi podobne dialogi, są one dość frustrujące, chociażby dla jednej ze stron :)
      Śmialiśmy się bo zauważyłam, że kiedy zobaczył, że robię zdjęcie sam od siebie odwrócił termos by widać było na zdjęciu różyczki, skomentowałam żartując, że jest grzecznym chłopcem, który bardzo szybko się uczy. Najczęściej ja stoję za spustem migawki, bo Mąż mój (niestety) nie ma estetycznego zmysłu do kadrowania :)
      Z tym olejkiem, to też przez przypadek, bo już chciałam kupić tańszy (nie wiedziałam, że są inne) i mi na stronie wyświetlił się ten właśnie cytronelowy, zdziwiła mnie tak ogromna różnica w cenie, więc się wczytałam i teraz rozumiem, za co się tyle płaci.

      Usuń
  8. :) uzupełniam więc
    Pan Mąż widać, że jednak był zadowolony.
    Na kleszcze sposób wędkarzy- herbata z czystka, psikać z atomizera. Odstrasza ponoć i kleszcze i komary. Osobiście tylko piję ale mnie kleszcze omijają, odpukać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Słyszałam o tym czystku różne opinie, że niekoniecznie pozytywne. Ale ja wierzę w moc ziół i też piłam regularnie w okresie wakacyjnym (dzieciom też do picia herbatkę zaparzałam), nie wiedziałam tylko, że można się herbatką psikać. Koniecznie muszę przetestować.
      I oby Ciebie omijały już zawsze. Odpukać.

      Usuń
  9. Ciekawy post :), samo życie hihi.
    Las kocham, ale te kleszcze...zupełnie się z Tobą zgadzam-paskudztwo! Psuje całą frajdę.

    Dokładnie. Za dzieciaka, spędzałam w lesie dużo czasu, grzybobrania to była norma i nic, żadnego kleszcza, nawet się o tym nie mówiło...Może właśnie dlatego, że dieta była inna, więcej cebuli, czosnku, ziół...Może coś jeszcze działało, czego już się nie je tak dużo, bądź się nie używa wcale...Bo przecież chemię też inną stosowaliśmy.
    Grzybów w tym roku faktycznie dużo i dobrze! Kocham zapach suszonych, magiczny klimat, który niezmienne kojarzy mi się z Bożym Narodzeniem...
    Fajny piknik, gratuluję pomysłu :)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nie te kleszcze sądzę, że częściej byłabym w lesie. Trochę szkoda.
      Na pewno Masz rację, z tą dietą....

      Usuń
  10. ech, skasował mi się komentarz :|
    Piękny pomysł, wspaniała Rodzinka i piękne kadry - cudownie je oglądać (zwłaszcza, że uwielbiam Muminki! Te wszystkie kubki, zastawa, książki.. ♥ ) Naprawdę, genialny piknik.
    P.S. Też nienawidzę kleszczy, bo strach przed nimi zawsze psuje mi wyprawę na łono natury :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja nie cierpię chwili, w której po napisaniu długiego (zawsze gdy jest długi) komentarza przekonuję się, że przeglądarka zrobiła mi po raz kolejny psikusa, gorzej jak sama nieopatrznie sama sobie skasuję wypowiedź, doskonale Ciebie rozumiem, szkoda jedynie, że to akurat u mnie się stało ;)
      Gdyby nie te kleszcze sądzę, że bylibyśmy, my ludzie, częściej w lesie, szkoda prawda? Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Doookładnie, u mnie przeglądarka odświeżyła się i tekst zniknął :| Myślę, że zdecydowanie tak :) Brr, okropne stworzenia :/
      Pozdrawiam też!:)

      Usuń
  11. Porozumienie i niespodzianki z moim mężem wyglądają dokładnie tak jak w Twoim opowiadaniu, więc doskonale Cię rozumiem :).
    Kleszcze trzy razy mnie dopadły w moim własnym ogrodzie i po tym ostatnim mam pewne podejrzenia, że coś jest nie halo, więc wybieram się na badanie... Nie ma żartów z boreliozą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ajjjj.... więc pewnie, nie raz Miałaś ochotę użyć wałek do ciasta? :)
      Bardzo mi przykro, że Masz niepokojące objawy. Dreszcze mnie aż przeszły jak o tym pomyślałam. Ale może... może to nic takiego? Może to nie od kleszczy... może to chwilowe? Trzymam kciuki za wyniki!
      Przerażają mnie słowa, bo to już nie pierwszy raz słyszałam, że we własnym ogrodzie... tam, gdzie powinniśmy się czuć bezpiecznie. A ja mam ogród duży, wiele w nich zakamarków, dzieci wchodzą wszędzie... eh...
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  12. Piękne kadry i piękna historia;) Z moim mam podobnie, choc charaktery mamy podobne, to on prowadzi swoją firmę i ma tak napięty grafik, który ciągle musi zmieniać i dostosowywać,że ja czasem nie ogarniam...Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 sylwiitwory , Blogger