Taki mały chaosik

Aż chce mi się powiedzieć (Ba! wykrzyczeć ze zdumieniem...) dokąd pędzisz grudniu, roku nawet, co mi przez palce przeciekłeś... przeciekasz?
Nic nowego, dzień za dniem, wyrażenie "nudzę się" jest dla mnie abstrakcyjne, mam co robić. Zawsze.
W tym chaosie, który zrobiłam sobie na życzenie, czasem nie kontaktuję, zapominam, zagapiam się, śmieję się z siebie... bycie dorosłym ma zupełnie inny wymiar. Ale może ja zawsze byłam w tym swoim własnym wymiarze...
Moja Martyna jakiś czas temu powiadomiła mnie, że jest nastolatką i muszę jej wybaczyć bałagan (dyplomatycznie określam) w jej pokoju: to wynik hormonów, tak, że więc...
Tak więc, gdybym miała podsumować jak wyglądają ostatnie tygodnie, to jednym słowem: sprzątam.
Choć za nic w świecie nie pojmę dlaczego nieustannie, w tym moim sprzątaniu jest, hmmm.... brudno. Nawet poczyniłam pewne zmiany (i opisze je - konkluzje -  w najbliższym poście, a co tam!), ale moja perfekcyjna estetyka (albo nerwica natręctw :), wyje do księżyca codziennie. To taki rytuał.
Też dużo przesiaduję przed biurkiem, często widuję plecy dzieci, zwłaszcza Przemka (Martyna w szkole, po szkole w swoim pokoju... podobno to też hormony, że nie chce już tak często przy mnie), który po mojej lewej stronie, w kącie pokoju ma swoje biurko... 
Usłyszałam prośbę Martyny, abym w święta nie malowała, chciałaby abym nie mówiła ciągle, że nie mogę, że nie mam czasu, chciałaby mnie widzieć w innym miejscu niż biurko...
Podejrzewam, że tym miejscem jest kuchnia... 
Może nie podejrzewam, a obawiam się. To trafniejsze określenie.
Ostatnio próbuję zrobić zdjęcia Przemkowi, to albo odwraca się szybko, albo zakrywa twarz, albo co mnie za każdym razem zniesmacza, wyciąga język na zewnątrz i przewraca oczami...
Sobie też próbuję zrobić, ale to albo włosy sterczą mi na wszystkie strony, to mina nie ta, albo w ogóle źle i jeszcze gorzej... ostatnio przeglądałam zdjęcia (w jakim celu, to też mam nadzieję napiszę niebawem),  i stwierdziłam, że nie jestem taka gruba jak mi zawsze się wydawało, albo może inaczej: jak mi wszyscy bliscy wmawiali i wmawiają, a ja uwierzyłam. Jest jeszcze nieco niepewności, więc odrobinę jeszcze wierzę. Ostatnio dostałam zdjęcia z wesela kuzynki męża, nie wiem dlaczego wyglądam na nich jak pulpet... to było w sierpniu... wygląda na to, że nie zdawałam sobie sprawy, że na zmianę chudłam i tyłam.
....Trochę schudłam w ostatnim czasie.
W dniu moich urodzin był czarny piątek, wielka wyprzedaż. Jeszcze nigdy w ciągu dnia, nie otrzymałam tylu reklam na maila. Jakieś 400 na pewno, przez dobrą minutę kasowałam... Szaleństwo. W tym roku, mam wrażenie, że większe. Wszyscy chcieli mnie przekonać, że jak zakupy, to tylko u nich. Było tego tak dużo, że aż mnie zemdliło emocjonalnie. Znajomy powiedział mi, że nie mógł tego dnia o normalne godzinie z miasta wyjechać, takie korki... Ale dlaczego o tym piszę?  
Nie to, że jestem z tych, co się buntują i głośno mówią, że w ten dzień zakupów nie zrobią, że nie dadzą się wciągnąć ten chory konsumpcjonizm... nie nie... ja mam swoje perełki, które obserwuję od wielu miesięcy, znam ceny, wiem, kiedy jest faktycznie promocja, no iiiii.... w ten wielki wyprzedażowy dzień, z samego rana przekonałam się, że mam kilka rzeczy, które warto by było kupić, postanowiłam zdecydować się w ciągu dnia, która sprawa dla mnie ważniejsza i wieczorem na spokojnie zrobić zakupy... przekonałam się też rano, że dwa sklepy jak zwykle ściemniają, a jeden zakomunikował (trochę mnie tym rozczarował), że w tym roku w Black Friday nie będzie uczestniczył...
Byłam tak bombardowana tymi wszystkimi informacjami, że całkowicie zapomniałam! Zupełnie! Tak odcięłam się, że dopiero rankiem, następnego dnia, tuż po przebudzeniu przypomniało mi się, co miałam zrobić wieczorem, dnia poprzedniego.
Właśnie taka jestem.
Z taką niezwykłą... nie wiem, jak to nazwać? Beztroską, ślimaczeniem? gapiostwem.... :):):) no więc z takim podejściem życiowym zapominam na przykład o telefonie, by go zabrać, gdy gdzieś wyjeżdżam, a nawet w ogóle o nim zapominam -to podobno w tych czasach jest dziwactwem, że nie zgubiłam kluczyków do auta, tylko mam je w stacyjce, bo właśnie jadę autem, że córka skończyła lekcje godzinę wcześniej niż mi się wydawało...
Eh.... sami widzicie. Taki chaosik u mnie.
:)




3 komentarze:

  1. Po tym poście wydajesz mi się jeszcze bliższa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Początek Twojego wpisu mógłby równie dobrze znaleźć się w poście na moim blogu. Czas pędzi jak szalony i wydaje mi się, że z miesiąca na miesiąc przyspiesza. U mnie też rozgardiasz, mimo ciągłego sprzątania, a po wizycie wnuków - istne pobojowisko, a że odwiedzają mnie dość często to i porządku nie ma. Moje chłopaki też robią głupie miny, gdy chcę zrobić zdjęcie. Wyrosną z tego!
    Nie daj sobie wmówić, że jest Ciebie za dużo. Na wszystkich zdjęciach jesteś szczuplutka!
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana jestes piekna kobieta, matka 2 dzieci i tworzysz przepiekne rzeczy. Nie trzeba obsesyjnie gonic za "rozmiarem 0". Jesli sie dobrze czujesz we wlasnej skorze to innym nic do tego ;) Jak to mowia: ksiazki nie ocenia sie po okladce.;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 sylwiitwory , Blogger