O WIGILIJNEJ SIEROTCE MARYSI

W sobotę Wigilia, więc w piątek wieczorem wzięłam się ostro do przygotowań. Jeszcze do południa kończyłam ostatnie malowanie, a potem... że co, ja nie dam rady posprzątać domu do Świąt?! Mam na to kilka godzin, spokojnie wystarczy. Przecież nie muszę robić generalnych porządków.
Więc sobie spokojnie układam, przekładam, ganiam za mężem aby mi lampki nad blatem w kuchni zamontował, bo inaczej jeść nie dam. I proszę bardzo, by zrobił to jeszcze dzisiaj, bo jutro nie będzie na to czasu.
A On wyciąga drabinę, i jak nigdy nic robi... myślę sobie, co jest? Bez obowiązkowego proszenia, błagania, szantażowania...?
A On mi się pod nosem podśmiewa i dogaduje, że on to taki obowiązkowy jest, i jak obiecał, to robi... przed Wigilią, i niech sobie TO zapamiętam.
O 2 nad ranem myślę sobie, że nie dam rady, muszę się położyć, a od samego rana gotowanie.
Zamoczyłam fasolę na noc, co by można rano wziąć się za przyrządzanie kapusty z fasolą.
I pluję sobie w brodę, że nie wzięłam się za to wszystko wcześniej. W sierpniu zaczynam tworzenie, by na spokojnie ze wszystkim zdążyć, a tydzień przed Świętami będę gonić wszystkich by sprzątali po sobie, porządku będę pilnować.
Jak Cerber.
Ale...to taka moja tradycja - wygląda na to -  by robić wszystko na ostatnią chwilę i obiecywać sobie, że w kolejnym roku będzie inaczej, lepiej.


Dzień Wigilii

Wstaję...
Od razu biegnę do kuchni, fasolę na gazie załączam, planuję, za co pierwsze chwycić, jak teraz wyciągnę stolnicę, to zrobię uszka, potem buraczki na wrzątek, w międzyczasie... tak, jak się uwinę to dam radę... patrzę na zegarek w piekarniku, a tam... nie wierzę, przecieram oczy zdumiona... 10. 35!!!!
Adam!!!!
Dlaczego mnie nie obudziłeś?! Przecież Wigilia jest ... tyle roboty przede mną. Nieważne, że późno się położyłam, odpocznę sobie jutro w Święta. I co się śmiejesz się pytam?!
Przymykam oczy, uspakajam się... to jest TEN dzień. Dzień na który czekam przez cały rok. Od dziecka, przez te wszystkie lata.
Łopot skrzydeł w brzuchu, oczekiwanie na coś wspaniałego, w dzieciństwie pewnie o prezenty się rozchodziło a teraz myśli moje krążą wokół jedzenia :):):) Potrawy, które jemy tylko raz w roku.
Przenoszę swoją radość na dzieci, które skaczą i piszczą, też czują ten klimat.
Mąż zagania nas na śniadanie (które sam przygotował), wszyscy czujemy już podniosłą atmosferę. Może z wyjątkiem męża, który chichra się przy stole.
Udaję, że nie widzę. By się nie zdenerwować. Dziś jest ten dzień, w którym zgodnie z porzekadłem, jaka Wigilia taki cały rok.
Ale co popatrzy na mnie, to się śmieje. Strasznie to denerwujące, więc mówię groźnym tonem, by się uspokoił. Ale to go bardziej rozśmiesza.
Siedzimy wszyscy przy stole. Dzieci między sobą się przekomarzają, może to pójść w dwa kierunki; za chwilę będą się śmiać, albo będziemy ich rozdzielać.
Zerkam na nich, śledząc rozmowę, jednocześnie już jestem myślami w kilku miejscach na raz, kiedy słyszę głos Adama, który pyta się nas, co mamy w planach na dzisiejszy dzień:
- Posprzątam w swoim pokoju - mówi Martyna, co budzi naszą ogólną wesołość, oczywiście z docinkami, o wyzwaniu jaki ją czeka  - ubiorę dzisiaj na kolację, tę ciemną błyszczącą sukienkę mamo - zdecydowała
- Taaak... to dobry pomysł - odpowiadam
- Powiedz mi tato - mówi dalej Martyna - o której idziemy do babci? Tatooooo, zadzwoń do babci i zapytaj się, o której mamy przyjść, dobrze?
 - Nie trzeba dzwonić, idziemy, kiedy pierwsza gwiazdka na niebie będzie - odpowiada
- Ale o której?
- Jak posprzątasz -  A ty Przemek? Jaki masz plan na dzisiejszy dzień - zwraca się do syna
Okazuje się, że syn nie ma żadnych planów, będzie się bawił i tyle.
Wszyscy patrzą na mnie, jakie plany mam ja?
- Oho ho ho - wołam - jakie ja mam plany?  Muszę zrobić to i tamto - wyliczam. Mąż przytakuje grzecznie, zachęca do dalszych zwierzeń - na pewno zdążę wszystko zrobić, najwyżej z czegoś zrezygnuję
Następuje cisza, którą po chwili przerywa Adam.
-Muszę wam coś powiedzieć - wzdycha teatralnie - To jest takie wydarzenie, które dzieje się raz w roku - grzecznie przytakujemy-  I jest też taka wiadomość, którą jednym przy tym stole sprawię radość - zerka na mnie - a innych zasmucę - patrzy na dzieci. Następuje cisza, patrzymy na niego wszyscy w oczekiwaniu...

WIGILII DZISIAJ NIE BĘDZIE!

- Jak to nie będzie?!!! - woła Martyna podskakując, talerze na stole brzęknęły, ja patrzę na Adama zdumiona "Co on wygaduje?!!!" myślę sobie - jak to, wigilii nie będzie?!
....
......................
....
Okazało się -rzecz jasna -że mi się dni pomyliły.

A żeby ciągnąć nadal tę błazenadę, utrzymywał również córkę w błędzie, która wszystkim, kto chciał słuchać przekonywała, ze My wieczerzę mamy w sobotę.
Na przykład na zajęciach piątkowych na basenie, pytała się pana Dominika, kiedy ma Wigilię (chodziło jej o której), odpowiedział, że w niedzielę, na to Martyna, że ona ma w sobotę - To fajnie - odpowiada pan Dominik, dostaniesz wcześniej prezenty.
Albo u Babci Wiesi, Martyna przekonywała Ją, że Wigilia jest jutro, w sobotę... mrugnął tylko Babci, by zignorowała bajanie Martyny...
Oczywiście, że w sobotę Martynko, w niedzielę przecież jest pierwszy dzień świąt - tłumaczyłam Jej, kiedy z wątpliwościami wróciła w piątek ze szkoły.
Podobno miał ubaw w piątek kiedy latałam po pokojach i przygotowałam się do Wigilii, i z tego mojego wigilijnego" przemówienia w sobotę, i tej mojej "wigilijnej" euforii
...
a po co to wszystko?
Wiecie?
Po to abym zdążyła ze wszystkim na czas.



NASZE GRUDNIOWE PODRÓŻE PO ŚWIĄTECZNYCH JARMARKACH

NASZE GRUDNIOWE PODRÓŻE PO ŚWIĄTECZNYCH JARMARKACH

Czechowice - Dziedzice 

Pojechaliśmy na warsztaty organizowane przez magazyn oMatko! Zapisałam Martynę na tworzenie wianków z panią Kwiatkowską. 
Jak tam było fajnie!
Swego czasu sporo jeździłam na różnego rodzaju targi, jarmarki, kiermasze, głównie jako wystawca. Tym razem pojechałam jako obserwator. I powiem Wam, że niesamowita atmosfera, nigdzie podobnej nie odczułam. Byłam jedynie obserwatorem, a czułam się jakbym była u siebie, tak ciepła, rodzinna atmosfera była. Wyglądało to tak, jakby w tym dniu spotkali się sami przyjaciele. 
Poznałam blogerkę Julię Rozumek. Wystawiała swoje książki - jedną z nich nabyłam - plakaty, torby. Świetna dziewczyna, ma taki ciekawy chropowaty głos, niezwykle charyzmatyczna osóbka, roześmiana, gadatliwa, wymachująca non stop rękoma. Wspaniała! :)
Poznałam również panią, która stworzyła markę Ekopolka, świat jest taki mały, dzieli nas od siebie zaledwie kilka kilometrów. Zawsze wydawało mi się, że wszędzie mam daleko, a tu taka niespodzianka.
Trochę tych zdjęć będzie, bo jeszcze odwiedziliśmy dwa Jarmarki, zapraszam Was dalej...



Nikiszowiec

Trochę zaskoczył mnie ilością odwiedzających. Ludzi było tak dużo, że z czasem mieliśmy problemy z poruszaniem się. Nie byliśmy dłużej niż 1,5 godziny, trochę szkoda, miałam ochotę zobaczyć wszystkie stoiska, ale Młodzi mieli już dość.
Bardzo ucieszyłam się ze spotkania koleżanki (nie raz wystawiałyśmy się na tych samych targach), która szyje sympatyczne maskotki i ubranka dla nich, mamy Bat Misia (maskotka syna) teraz miałam sposobność kupić co innego. Na jednym ze zdjęć Martyna trzyma nasz nowy nabytek.... ale nie mogę przestać myśleć o tym brązowym stworku, co na brzuszku ma futerko a szyję owiniętą szalikiem....
Po Bat Misiu widzę, że to są dobre jakościowo maskotki, dobrze uszyte, kolorowe, takie chwytliwe. Koleżanka ma swoją stronę na FB Tutaj
Znalazłam też wspaniałe stoisko, kolorowe, bajeczne. To te na zdjęciach, zaraz po stoisku z maskotkami koleżanki. Ręcznie malowane bajkowe postaci, lustro w drewnianej ramie, napisy na deskach. Musiał mnie Adam odciągać, bo sama nie mogłam, naprawdę nie mogłam :)
Na stoisku stał mąż pani (bardzo sympatyczny zresztą), która owe obrazki stworzyła, jej strona jest Tutaj



Jarmark w Pszczynie

Trafiliśmy tam przypadkowo, akurat przejeżdżaliśmy, pomyśleliśmy, że wstąpimy, zobaczymy, co tam w parku przy zamkowym słychać. Ale nie doszliśmy do niego, bo w Rynku natrafiliśmy na Jarmark.
Malutki taki, kilka budek na krzyż, ale niezwykle klimatyczny, zwłaszcza kiedy zapadł zmrok i ukazało się oświetlenie.
Czyż nie piękne? Wielką atrakcją były sanie ze Św. Mikołajem, które przesuwały się po dachach budynków. A wcześniej szopka i rzecz jasna karuzela :)


Jutro Wigilia. 
Przed nami święta Bożego Narodzenia... naprawdę, ciężko mi w to uwierzyć. Jeszcze do niedawna mówiłam sobie, że mam czas, by zdążyć ze wszystkim.
Oczywiście myliłam się, być może to kwestia organizacji, a może dlatego, że zbyt wiele planów było, za dużo obowiązków, a ja sama, z dwoma rękoma (na szczęście! :) 
Udało mi się, zrobić własnoręcznie prezenty, już wysłałam, wiem, że dotarły. Dla siebie, do domu nie zdążyłam zrobić nic. Prawdę mówiąc, do roboty zabieram się właśnie teraz - choć wczoraj w nocy, piekłam smalcówki. Pisałam kiedyś o nich Tutaj
Dziś miałam piec pierniczki z dziećmi, ale tak się złożyło, że nie zdążyliśmy... upieczemy jutro.
Postanowiłam się nie denerwować, nie latać w tę i we wte, bałaganem się nie przejmuję, nic a nic. Musicie wiedzieć o mnie jedną rzecz: nie robię generalnych porządków na Święta. Nie mam takiej potrzeby, ponieważ mam taki dziwny zwyczaj, że takie generalne porządki robię raz w miesiącu.  Nie umiem przetrzeć szmatką kurzu omijając jakieś rzeczy... muszę wyciągnąć wszystko wytrzeć, wytrzepać, wysuszyć, ułożyć... mam taką zaleto wadę, muszę mieć wszystko ładnie ułożone, równiutko, na swoim miejscu, lubię porządek mieć, a najlepiej jak wszystko zrobię sama, to wtedy mam pewność, że jest tak jak powinno...
Więc... za chwilę wyłączę komputer i posprzątam pobieżnie, jutro wezmę się za gotowanie, mam zamiar się uśmiechać, mimo, że z czymś nie zdążę... bo na pewno tak się stanie. Jest tak co roku, to taka moja tradycja po prostu jest :)
Bo ja chciałabym aby było wszystko zapięte na ostatni guzik. Musiałabym nie spać :) A każdy ma swoje priorytety... czy moje dzieci będą szczęśliwsze, kiedy ja urobiona zamiast z nimi spędzać czas, będę się słaniać?
Więc staram się przymykać oko na nie zrobione ciasta... będą smalcówki, a jak zrobimy pierniczki, to pierniczki będą, przymknę oko, kiedy któreś z dzieci (mąż też) postawi coś nie tam gdzie powinien. Trudno. Czy świat mój się zawali, kiedy nie będzie coś stało na swoim miejscu? Chciałabym aby moje dzieci zapamiętały mnie jako mamę, która jest uśmiechnięta, która z nimi leży na podłodze i układa puzzle, która z nimi rozmawia i żartuje... a nie mamę, która jest w kuchni i myje naczynia, by czysto było po świątecznym obiedzie... myje naczynia sama, bo pozostali są w salonie i bawią się bez niej...
Weszłam na swój blog, by życzyć Wam Świąt w zdrowiu, w błogosławieństwie Bożym, w atmosferze, w której najlepiej się czujecie. 
Niech to Święta będą bez spięć, a pełne naszej wewnętrznej harmonii. 
Tego Wam i sobie życzę.
WIELKA FABRYKA ELFÓW

WIELKA FABRYKA ELFÓW

Spędziliśmy w Fabryce 2,5 godziny, nie mam pojęcia kiedy to zleciało!
Do tego... a w zasadzie przede wszystkim, była fantastyczna, bo ciepła i radosna atmosfera, a to, co Elfy miały do przekazania słuchaczom, było niezwykle pochłaniające.
Można było słuchać, samemu opowiadać, dotykać, przeżywać.
Całkowitą  rolę opiekunów przejęły dwa młode Elfy (chłopiec Elf na początku wyprawy sprawiał wrażenie nieco zagubionego. Kiedy dołączyła do niego Elfka, już tylko lekko zestresowanego, a na końcu już mu przeszło :), które z tą odpowiedzialnością poradziły sobie świetnie.  Rodzice byli jedynie obserwatorami, trzymającymi się w cieniu. Zdarzało się, że jakieś dziecko wybiegło do mamy czy taty, ale Elfy z powrotem zaganiały, jak kurczęta do stada. Podobało mi się to, było widać, że mieli pełną kontrolę.
To taka moja informacja, ponieważ rodzice wcale nie muszą dzieciom towarzyszyć podczas wędrówki w poszukiwaniu sań Św. Mikołaja. W Fabryce mieści się kawiarnia, w której można poczekać na dzieci. I jeżeli zdarzyło by się, że odwiedzimy tę Fabrykę ponownie w przyszłym roku, i natrafimy konkretnie na te dwa Elfy, to z kawiarni skorzystam :)
O Wielkiej Fabryce Elfów (Fabryka Porcelany w Katowicach) dowiedzieliśmy się przez przypadek i dosłownie w ostatniej chwili, bo odwiedzać te miejsce można wyłącznie w pierwszych siedemnastu dniach grudnia.  My byliśmy w ostatnim dniu.
Wszelkie informacje są na stronie Tutaj
A teraz zapraszam Was, do obejrzenie zdjęć. Uwaga! :) Jest ich dość sporo...


Copyright © 2014 sylwiitwory , Blogger