Jak zrobić domowym sposobem esencję waniliową, cukier waniliowy i skórkę pomarańczową?

Jak zrobić domowym sposobem esencję waniliową, cukier waniliowy i skórkę pomarańczową?



Robi się je bardzo szybko. Do tego dochodzi świadomość, że robiąc te dodatki, omijamy wszędobylską chemię, którą znajdujemy na półkach sklepowych. Przeczytajcie sobie -podczas wizyty w markecie - skład chociażby skórki pomarańczowej, włos na głowie się jeży, z tych "niezbędnych" dodatków. Własnoręcznie wykonanie esencji, cukru i skórki, ma też walory ekonomiczne. Opłaca się samemu zrobić niż kupić.
Obiecałam sobie, że wstępu długiego robić nie będę, więc dotrzymuję słowa ;)

Esencja waniliowa

  • 2-3 laski wanilii
  • butelka spirytusu dobrej jakości
  • ciemna butelka
Do butelki wkładamy otwarte laski wanilii, ziarenka wyskubujemy, zalewamy spirytusem, zamykamy, przechowujemy w zaciemnionym miejscu. Mniej więcej, po 2 miesiącach mamy całe mnóstwo esencji. Ja swoją mam 3 lata już, była pełna butelka. 
Bardzo wydajny specyfik.


Cukier waniliowy

  • Drobny cukier trzcinowy nierafinowany
  • 3 laski wanilii
Otwieramy laski wanilii, wydrążamy ziarenka, mieszamy z cukrem. Po kilku dniach (im dłużej tym lepiej oczywiście) cukier jest gotowy. 
 

Skórka pomarańczowa

  • 3 pomarańcze
  • szklanka cukru brązowego (ilość cukru w zależności od upodobania, im więcej tym słodziej)
  • pół/szklanka wody
Potrzebujemy pomarańcze z certyfikowanych upraw (bez chemii) niewoskowane.  Polecam zrobić im kąpiel, kiedyś pisałam o tym sposobie czyszczenia warzyw i owoców Tutaj
Pomarańcze obieram ze skórki, kroję w drobną kostkę. Na patelnię wlewam trochę wody, dodaję skórkę, chwilę gotuję, następnie dosypuję cukier, smażę dolewając co jakiś czas wodę, aż do jej wyparowania. Przesypuję na folię aluminiową, rozdzielam sklejoną skórkę, pozostawiam do ostygnięcia.
Skórkę przechowuję w lodówce




Krakersy z nasion na słodko, przepis na podstawie chlebka od Kierunek zdrowie

Krakersy z nasion na słodko, przepis na podstawie chlebka od Kierunek zdrowie

Moje ostatnie odkrycie i jestem tak zadowolona, że piszę teraz te słowa.
W ostatnim poście na blogu Kierunek zdrowie przeczytałam o ciekawym przepisie na krakersy z ziarna. Nie wiem czy mogę Wam tu ten przepis przemycić, czy autorka nie będzie miała nic przeciwko. Najwyżej uzupełnię. Ale zachęcam Was, zajrzyjcie do tego bloga, może i Wam się spodoba przepis? I w przeciwieństwie do mnie, kuchnie będziecie mieć odpowiednio zaopatrzoną? :)
Czytałam post na tym blogu wieczorem, byłam pewna, że mam podstawowe składniki, więc od razu poszłam do kuchni zamoczyć na noc, co trzeba. Okazało się, że została mi tylko szklanka kaszy gryczanej, sezam. Hmmm...
Ale przepis jest tak ciekawy, że szkoda było mi z niego całkowicie zrezygnować. W ten sposób wyszło coś innego, na bazie oryginału. Na słodko.
Wrzucam go Wam, a ten chlebek zrobię w kolejnym tygodniu, i dam znać jak wyszedł, tymczasem...

Krakersy na słodko

  • Szklanka kaszy gryczanej niepalonej
  • Pół szklanki nasion konopi
  • Szklanka pestek słonecznika
  • Duża garść migdałów, owoców goji, śliwek suszonych
  • 3-4 daktyle, morele
  • 2 łyżki sezamu niełuskanego 
  • 1 łyżka oleju kokosowego
  • 1 łyżka nasion chia
Kaszę, pestki, migdały, owoce moczyłam kilka godzin (na noc, albo z rana, wieczorem można już robić). Odcedzam, porządnie opłukuję. W misce, blenduję trochę, na pół miałko, tak aby były poszatkowane nasiona, ale nie całkowicie zmiażdżone. Wymieszałam z olejem, nasionami chia, konopi, sezamu. Wyłożyłam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, piekłam przez ok 3h w temperaturze 90 stopni (Tak długi i w tak niskiej temperaturze, by zachować wartości odżywcze).



DEZERCJA OD PRANIA GOTOWANIA I PRASOWANIA  czyli dylematy matki chcącej

DEZERCJA OD PRANIA GOTOWANIA I PRASOWANIA czyli dylematy matki chcącej


Ja to dobrze wiem, że z dzieckiem trzeba grać w gry różne.
Wiem doskonale, że dzieci, które nie chcą grać, to są dzieci, z którymi rodzicie nie grają. Nie we wszystkich sytuacjach tak się dzieje oczywiście, ale najczęściej tak jest.
Świadoma tego jestem, że jak z dziećmi nie gram, nie bawię się a tylko każę im się samym bawić (i gdy to się za każdym razem dzieje), to one te gry z obojętnością przyjmują. 
Normalne to jest. 
Kto by chciał samemu grać w bierki? Bez sensu, na dłuższą metę, granie samotnie w gry.
Ja chcę napisać, że te moje mądrości teoretyczne, którymi karmiłam rodziców dzieci, będących pod moją opieką, w praktyce się nie sprawdzają. Trzeba było jednak urodzić swoje i doświadczyć  (trudu... nie trudu) macierzyństwa by zrozumieć zmęczone oczy tychże mam (zmachanych ojców też widziałam). Ależ ja byłam wtedy wygadana! Ile ja miałam do powiedzenia, jak POWINNO to wszystko wyglądać...
No więc, trzeba z dziećmi grać, uczestniczyć w ich wielkim życiu, razem z nimi barwić ich świat. Być trzeba. Tak po prostu.
Jestem tego tak świadoma, ta wiedza jest tak naturalna... że ciągle o niej zapominam.
Teraz już wiem, że trudno przytaknąć dziecku, kiedy prosi o wspólną zabawę, w połowie robienia obiadu, prania, sprzątania, pracowania w ogóle. Kiedy się z roboty przyjechało (i marzy się by nikt nie mówił przez chwilę i nic nie chciał) a tu tyle pracy jeszcze... Prawda?
Tylko, że ja jestem na okrągło w tej robocie, a te moje dzieci, że ja nie mogę, słyszą bardzo często.  A najbardziej dobija mnie te sprzątanie, bo zajmuje mi najwięcej czasu, a syfu w domu nie znoszę i to bardzo.
Więc będąc świadoma, (po raz kolejny z tą świadomością...), uwalona w robocie (nazwijmy rzeczy po imieniu ), mam te przebłyski, by się wysilić, i tym dzieciom moim czas poświęcić.
I TA MYŚL... niech mnie pamiętają - te dzieci moje - jako mamę, która się z nimi bawiła, czytała i rozmawiała z nimi. Słuchała i odpowiadała.
Ja to za bardzo spięta jestem, i chciałabym wszystko robić dobrze. A to trzeba się pogodzić z tym, że jak się myje podłogę, to czytać dzieciom książki się nie da. Potem mam wyrzuty sumienia, że mało siebie dzieciom daję, a tu trzeba z dziećmi barwić ich świat. Najlepiej  na kolorowo.
Więc w ubiegły czwartek rzuciłam wszystko, chwyciłam co trzeba i pojechaliśmy po Martynkę do szkoły. Przemek pod pachą trzymał chińczyka. 
Spędziliśmy prawie 3 godziny na zabawie. To był czas przeznaczony na "ważniejsze" rzeczy.
Wracając modliłam się tylko, by nikt nie zechciał wpaść z wizytą, bo w domu niezły bajzel...
Obiadu w tym dniu nie było.
Przeżyliśmy... gorzej z mężem... bo się nie spodziewał ;)




CO ZROBIĆ KIEDY NIE MA ŚNIEGU W ZIMIE

CO ZROBIĆ KIEDY NIE MA ŚNIEGU W ZIMIE

Ja polecam ten śnieg szukać. Nie czekać aż zacznie padać, bo można się nie doczekać.
Uwaga! : Teraz będę narzekać ;)
Swoją drogą przedziwna historia, która powtarza się z roku na rok, do której nie potrafię się przyzwyczaić. Zawsze ze zdumieniem przyjmuję fakt, że śniegu nie ma w zimie.
Ostatnia zima, w której  - w mojej okolicy - widziałam zaspy, to ta, gdy Martyna miała 3 latka. Od tamtej pory dziwne rzeczy się dzieją. No nie umiem się z tym pogodzić, bo mocno w pamięci mam utkwione obrazki zim prawdziwych, kiedy ja sama byłam dzieckiem. A z opowiadań starszych osób, w wyobraźni rysuje się scena, kiedy dawniej, gdy na świecie mnie jeszcze nie było, ludzie by wyjść z domów, musieli tworzyć tunele. I to nie na kole podbiegunowym się działo a w Polsce.
Między mną a najmłodszym moim dzieckiem jest 33 lata różnicy, 33 lat zaledwie i taka zmiana w klimacie... Przemek prawdziwej zimy, takiej jaką ja pamiętam - w swoim życiu nie widział. Martyna w jego wieku, rzucała się w zaspy sięgające jej do pasa...
Jak będzie wyglądała zima w roku 2047? Kiedy Przemek - co jeszcze prawdziwej zimy nie widział - będzie miał 33 na liczniku.... ?
W 2047 roku śniegu nie będzie?
Moje dzieci, swoim dzieciom będą na obrazku pokazywać zimę, tak ja teraz moim pokazuję owce, perliczki... zobaczenie śniegu będzie traktowane z takim samym zdumieniem, co spotkanie teraz krowy na pastwisku, które jest wydarzeniem dnia?
Dla mnie mroźna zima bez śniegu zimą nie jest.
Dość tych zapytań, idzie się za głowę złapać.
Więc szkoda było nam tych chwil. Zebraliśmy się, i pojechaliśmy szukać tego śniegu.
Najbliżej znaleźliśmy w Wiśle, 50 km od tego miasta wiosna.
W tym sezonie zrezygnowaliśmy z jazdy na łyżwach na rzecz nart. Choć trochę tęsknie do lodowiska, byliśmy w tym roku zaledwie dwa razy,  tak cieszę się, że moje dzieci poznały kolejną dziedzinę sportu.
I że im się ona podoba.
Od kilku dni słyszę, że zima powraca, że mrozy będą. Niech tylko śnieg spadnie, niech będzie go dużo i niech będzie mróz. A potem niech będzie od razu Wiosna, bez błota.
Koniec narzekania :)
Niech już będzie z tą pogodą jak ma być, bylebyśmy zdrowi byli przez te miesiące, przez te pory roku.
Śniegu też może nie być.



Copyright © 2014 sylwiitwory , Blogger