Świat smartfonów i szarych schylonych ludzi

Kiedy przy biurku staram się skupić przy jednym, to moje myśli jak zwykle poddają się szaleństwu. W jednej minucie przebiega tyle myśli i słów, że aż dziw, iż nic się nie przepala :)
Zazdroszczę tym osobom, które nie tyle co nie myślą w ogóle :) ale potrafią w tej głowie wszystko sobie poukładać i mocno do podłoża przytwierdzić, że nie lata, albo mają tyle samokontroli, że i lata owszem, ale tyle na ile pozwalają.
A w nagrodę mają ciszę upragnioną.
Uffff...śmiać mi się teraz chce... taki wstęp, a chciałam Wam powiedzieć, że jest jedna... hmmm., jak by to nazwać... myśl? Spostrzeżenie? Wyrobione zdanie?
Co mi od kilku dni po głowie uporczywie chodzi, odejść nie może.
Już kiedyś wspomniałam, że w domu nie mam telewizora ani radia, a do roku 2017 miałam telefon z epoki kamienia łupanego, co tylko wysyłał sms i nic więcej. Tak ogólnie jestem w  tyle ze wszystkim, choć teraz jestem posiadaczką iPhone i profilu na Instagramie.
Od jakiegoś czasu mam radio!
Kupiłam przenośne radyjko na wyprzedaży w Biedronce. Jest rewelacyjne, puszczane jest niemal cały dzień, bateria wytrzymuje 2-3 dni, a potem do ładowania. Jestem bardzo zadowolona z tego zakupu, bo po pierwsze: nie jest na prąd, mogę więc zabrać go ze sobą gdzie chcę (myślę o ogrodzie), po drugie: w końcu słyszę co innego niż moje dzieci :):):)
No ale do rzeczy.
Usłyszałam w radio Zet, żeeeee... że w jakimś mieście w Polsce zamontowano światła w ulicy dla osób korzystających ze smartfonów, jak pomysł się sprawdzi -testują już -zamontują takie światła na przejściu w innych zakątkach miasta. Ma to wszystko na celu ochronę osób korzystających z tychże urządzeń.
By się nie pozabijali.
Jak to usłyszałam, zaśmiałam się głośno i długo, w wyobraźni pojawił mi się absurdalny obrazek: przechodzą przez ulicę, wchodzą na schody, schodzą z nich LUDZIE, wchodzą i wychodzą ze sklepów, z samochodów, nachyleni nad telefonem, mijają siebie nie wiedząc nawet o tym, nie widząc nic poza prostokącikiem w dłoniach. Nikt na siebie nie patrzy, nie wita się uśmiechem, nie spogląda na niebo, , nie dostrzega zmian w pogodzie. Wszyscy tacy szarzy , bezcieleśni, zgarbieni, z głową w dół, tylko te palce...

A potem w tym śmiechu, lekko szyderczym, zrozumiałam, że to wcale nie jest taki absurd, żart z okazji 1 kwietnia, jak mi się wydawało na początku.
W tym momencie, przypomniał mi się jeszcze jeden obrazek, tym razem całkowicie rzeczywisty. Przyjechał do nas pewien pan, w związku z .poddaszem, noc, akurat byłam w pokoju Martyny, a tylko jej okno wychodzi na podwórze, kiedy przyjechał. Widziałam jak wychodził, zatrzasnął drzwi od strony kierowcy. Jedna lampa z sąsiedniej ulicy lekko oświetlała karoserię. Było bardzo ciemno. Niespodziewanie w aucie pojawiły się dwa niebieskie światełka z telefonów komórkowych. Jedno na przednim siedzeniu obok kierowcy, drugie na tylnym siedzeniu. I tylko te światełka migotały, na znak, że ktoś intensywnie je używa.
Wyglądało to naprawdę dziwnie.
Nie zapomnę też, kiedy któregoś wieczoru przyjechałam z moją Martyną do przychodni, przed nami kolejka. Więc wyciągnęła dziewczyna moja książkę i wzięła się za czytanie, a tu nagle jedno zdjęcie, następne, każdy z lekarzy i pielęgniarek (!) zatrzymywał się przy córce, zagadywał ją. Bo to był dla nich, od lat widok niewidziany.
Dziecko z książką.
Nie potrafię tego przyjąć do świadomości.
Tak jak do tej pory zrozumieć nie mogę czy smartfon to jest to samo co telefon komórkowy czy coś innego to jest?
Może to ze mną coś nie tak? Że jakaś staroświecka jestem, opóźniona, za duchem czasu nie nadążam.
Bardzo mnie to wszystko dziwi, zaskakuje i szokuje.
Czy tylko ja uważam, że światła zamontowane w drodze, dla osób uzależnionych od telefonów to absurd? A może brak mi zrozumienia, bo sama tego uzależnienia nie doświadczyłam?
Co za historia z tymi światłami!
Co za przewrót!
Za moich czasów - czasów dzieciństwa - komputerów i telefonów nie było. Trzydzieści lat później, czytam, że robot humanoidalny, w pewnej opolskiej firmie, stoi za kontuarem w recepcji.
A co powiedzą moje dzieci za 30 lat?


11 komentarzy:

  1. W moim mieście też w kilku miejscach są światełka wzdłuż przejść dla pieszych, ale z tego co wiem, to nie jest to udogodnienie dla uzależnionych od smartfonów (bo jednak nadal są przepisy mówiące o obowiązku zachowania ostrożności przez pieszych), ale po to, żeby te pasy były bardziej widoczne dla kierowców, bo są to miejsca poza skrzyżowaniami, źle oświetlone albo z dużym natężeniem ruchu, gdzie wieczorem wśród świateł samochodów te pasy po prostu "ginęły". Kierowcy bardzo sobie to chwalą, bo takie pasy są widoczne z daleka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, u nas też takie są, też sobie je chwalę. Natomiast tu mowa jest o światłach dla użytkowników smartfonów. Znaczy się, że zapalają się na czerwono, kiedy nie wolno ich przechodzić przez drogę i na zielono, kiedy już mogą... nie muszą podnosić oczu by zobaczyć czy kolor światła się zmienił, wszystko widzą nachyleni nad telefonem

      Usuń
    2. A to tego wynalazku rzeczywiście jeszcze nie widziałam :) - w sumie to też dobry pomysł, bo i starszym czy niedowidzącym albo jakimś nieogarniętym ludziom się przyda :). Tak jak te brzęczki przy pasach - też dla niedowidzących, żeby słyszeli kiedy można iść. Środków bezpieczeństwa nigdy za wiele!
      PS. ja taki starożytny telefon też miałam do niedawna, ale dokonał już niestety żywota. W telefonie to ja naprawdę nie potrzebuję nic więcej niż dzwonienie, budzenie i smsy :). Z internetu wolę korzystać w normalnym komputerze, w czasie do tego przeznaczonym, a nie 24/7.

      Usuń
    3. Wszędzie są plusy i minusy wszystkiego. Twoje słowa o pomocy dla starszych i niedowidzących, są przekonujące, pozytywnie to odbieram. W mojej ocenie jednak, te światła to jest upośledzanie uzależnionych od telefonu - bo wyłącznie dla nich to wszystko powstaje, nie z myślą o prawdziwie potrzebujących.
      Ach, te telefony. Teraz mam model na czasie, mimo to mam dwie aplikacje, z których korzystam, resztę wyrzuciłam, nie korzystam z internetu przez telefon, ba! często o nim zapominam, gdy gdzieś wyjeżdżam czy wychodzę. Nie czuję potrzeby go mieć, nie chcę, ale zdarza mi się żałować, że go nie mam przy sobie, wyłącznie ze względu na aparat, który mam w tym telefonie. Każdy ma inne podejście, jednak mam wrażenie, że jestem w mniejszości. Dlatego ten post powstał, widzę, co się dzieje, jak ten mały aparacik staje się niezbędny, kiedy dla mnie jego strata nie byłaby aż tak bardzo szokująca, dla innych może już być tragedią.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Ja też jestem takim dinozaurem jak Ty. Od niedawna smartfonowa, radio mam w kuchni i słucham, tv mam, ale nie oglądam 😐. I też od pewnego czasu obserwuję to, co Ty. W poczekalni każda nowa osoba siada, wyjmuje telefon i znika w jego czeluściach. Na szczęście trafiają się takie same dinozaury jak ja i wtedy jest nam łatwiej się odnaleźć w tłumie. Trochę to słodko-gorzkie. Świat się zmienia.
    Bardzo fajny, ciepły blog. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie dobrze jest być dinozaurem, choć faktycznie to czasem jest słodko gorzki smak. Bardzo mi miło, dziękuję ❤

      Usuń
  3. Smartfona mam od roku i skłamałabym, gdybym stwierdziła, że jest mi potrzebny wyłącznie do kontaktów z bliskimi. Myślę jednak, że korzystam z niego "rozumnie". Gdy wybieram się do lekarza i wiem, że mogę w oczekiwaniu na wizytę spędzić w przychodni trochę czasu, zawsze zabieram książkę.
    Pamiętam, jak kilka lat temu obserwowałam młodych Koreańczyków "przyklejonych" do telefonów. To było takie szokujące doświadczenie. Młodzi ludzie przy restauracyjnych stolikach zamiast rozmawiać siedzieli ze wzrokiem wlepionym w ekrany swoich smartfonów. Tak było tam wszędzie. Teraz podobnie jest i u nas. Przykre!
    Sylwio, bardzo rozsądnie wychowujesz swoje dzieci. Gratuluję.
    O grejpfrutowej żelce napisałam na moim blogu w odpowiedzi do Twojego komentarza.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę w wyobraźni jak Koreańczycy przyklejeni są do telefonów, rozumiem że może być to szokujące.
      Ach, nie wiem czy rozsądnie. Gdzieś tam na pewno jakiś błąd popełniam, bo przecież nie ma ideałów.
      A żelkę właśnie dzisiaj zrobiłam, dziękuję za przepis :)

      Usuń
  4. Przeczytałam ten post z wielką ciekawością. Bo mnie te smartfony przerażają. W telefonie korzystam z Instagrama, uwielbiam go bo bardzo lubię oglądać twórczość innych (np. Twoją ;-), ale ostatnio mam wrażenie, że jestem przebodźcowana i ograniczyłam korzystanie z niego. Internetu w telefonie nie mam, więc gdy wychodzę nie korzystam i nie brakuje mi go. Do przychodni czy to sama czy z dziećmi bierzemy książki ja czasem szydełko. Natomiast z niepokojem zauważam, że w domu gdzie mam wi-fi, zbyt często korzystam z telefonu. Bo chcę sprawdzić pogodę, przepis kulinarny, wiadomości, jakiś tutorial, informację na temat roślin, itp. W telefonie jest wtedy wszystko, co może mnie zainteresować. Receptę na to mam jedną, chowam telefon w różne dziwne miejsca, np. do szafki z kubkami, odkładam na półkę i wtedy o nim zapominam, albo nie chce mi się go szukać ;-) Kończę bo mąż mnie gani, że tracę czas na pisanie komentarzy zamiast szyć ;-D buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :):):) Ja tak robiłam ze słodyczami :) Chowałam je w różne miejsca, ale to nie działa niestety, mam dobrą pamięć i zawsze mi się chce :)

      Usuń
  5. O jak ja Cię Kocham doskonale rozumiem. Ludzie stają się niewolnikami urządzeń. Z tymi światłami to wcale nie taki glupi pomysł, mieszkam w ruchliwej części miasta i widzę na kogo najczęściej trąbią kierowcy;)
    Wczoraj wieczorem miałam podobne spostrzeżenia czekając w kolejce na wizytę lekarską. Zero interakcji, wszyscy z głową w telefonach...aż strach pomyśleć co przyniesie nam przyszłość.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 sylwiitwory , Blogger