Post o niczym


Mamy z Martynką taki zwyczaj, że sobie karteczki zostawiamy, ja w nocy piszę, zostawiam na Jej biurku, kiedy rano wstaje czyta, a Ona z samego rana, kiedy tata jest w domu, i do pracy jedzie, zabiera się z nim. Zostawia mi więc swoje myśli, sugestie... Zazwyczaj są to czyste, nie pogniecione kartki :)
Ależ mnie te dziecko zadziwia, niby podobna do mnie (tak samo chaotyczna w wyrażaniu emocji), a tak różna. Nigdy nie zdarzyło mi się powiedzieć, że wolę matmę od innych przedmiotów! :)



Tak sobie pomyślałam, że co ja Wam będę pisać, jak u mnie nic ciekawego się nie dzieje? Kiedy do mnie dotarło, że mogę przecież pisać o niczym, upłynął niemal cały miesiąc.
A potem znalazłam przypadkowe zdjęcia, nieco przeterminowane, niektóre aktualne, ale żadne jeszcze nie pokazane na blogu. Zrobił się pretekst by się z Wami przywitać, przy okazji powiedzieć, że dni się dnią, nic się wielkiego nie dzieje, dzieje się dużo. Post o niczym i o wszystkim jednocześnie.
Na przykład o tym, że przyjechało do nas ok 40 m2 płytek ceglanych -na komin i część ścian - góra wysprzątana, przygotowana na robienie elektryki, drewno na dach zamówione... Opcja, że to będą nasze ostatnie święta Bożego Narodzenia na dole, staje się coraz bardziej realna. Nie mogę się doczekać tych remontów, co mnie czekają.
To wszystko będzie się dziać jak pan mąż wróci do domu. Może za miesiąc....Patrzę na zegarek, myślę, że jak opóźnień nie było, wylądował już w Hiszpanii. No ale taka praca...
Już jestem zmęczona na maksa. Nie żeby mnie przytłoczyła codzienność (nie dam się) bo niestety przyzwyczajona jestem do Jego nie bycia, nawet gdy teoretycznie jest w domu,  radzenia sobie samej, ale tak jakoś...
Byleby mi tylko jakaś rura nie pękła, pralka zepsuła, gaz się skończył i inne podobne.. tfu tfu! W niemalowane ;)
Późne wieczory ostatnio spędzam przy biurku, nadrabiam zaległości przedświąteczne. Możecie się ze mnie śmiać, nie wyrobiłam się, a nie chcę rezygnować ze swoich planów, odkładać ich na następny sezon, bo góra spraw niezałatwionych rośnie, więc za niedługo będę Was tu bawić pierniczkami, ciastkami, śniegiem, i temu podobne i tak dalej. Choć powinny być już ptaszki, kwiatuszki, kurczaczki, ale myślę, że zimowe akcenty jeszcze do lutego będą na czasie.
I liczę, że nie powiecie mi, że jestem nieco opóźniona :)



13 komentarzy:

  1. Bez przesady z tymi kurczakami, ja całkiem lubię zimę i zimowe dekoracje, mam też nadzieję że jeszcze śniegu napada!
    Matematyka była moim najulubieńszym przedmiotem zaraz po plastyce, z tym że przyroda była tuż za nimi, a mój młodszy syn od podstawówki do liceum zdecydowanie wolałby mieć po trzy lekcje matematyki codziennie zamiast jednej przyrody w tygodniu :).
    A cóż to za piękny obrazek powstaje, tak fragmentarycznie tylko pokazany?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy prowadziłam działalność, zajmowałam się zawodowo rękodziełem, całkiem naturalne było tworzenie Bożonarodzeniowych ozdób już w sierpniu. Gdy kończył się styczeń, to był najwyższy czas zajmowania się wielkanocnymi ozdobami. By zdążyć.
      Firmy nie mam, nigdzie nie powinnam się spieszyć, a jednak przyzwyczajenie jest silniejsze :)
      :):):) Wolałabym mieć po trzy lekcje z przyrody codziennie zamiast matematyki raz w tygodniu :D
      Też liczę na śnieg, mam wiele planów z nim związanych, poza tym ferie u nas zaczynają się dopiero w drugiej połowie lutego. Śnieg się przyda.
      Nie mogę na razie powiedzieć nic więcej na temat tego obrazka, pokazałam tylko tę odrobinę, że coś się tworzy :) To będzie dla mnie bardzo ciekawy rok, pod względem twórczości. Mam nadzieję, że szczęśliwie Wam wszystko opowiem :)
      Pozdrawiam Ciebie serdecznie, całą Twoją rodzinę ❤

      Usuń
  2. Pięknie i nastrojowo u Ciebie wygląda ta zima :) u nas niestety nie ma tyle śniegu. Wyobraź sobie, że my ferie właśnie zakończyliśmy ... O, losie! I jak tu żyć? ;) Ja matematyki do dzisiaj nie lubię.
    Pozdrawiam ciepło i zycze wielu inspiracji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobrażam sobie... to straszne! Zwłaszcza, kiedy się wie, że ktoś inny za chwilę będzie miał 2 tygodnie luzu :)
      A więc jest to kolejna rzecz, która nas łączy :)
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  3. Klimatyczne zdjęcia jak na post o niczym...hihi
    Strasznie lubię takie kadry z codzienności.
    Do tego te przemyślenia...u mnie zwykle bywa tak, że pod nieobecność męża ZAWSZE coś się dzieje...a to atrakcje w postaci przerwy w dostawie prądu z powodu awarii linii, którą udaje się ekipie naprawić dopiero po kilkunastu godzinach, gdy silny wiatr ustaje...dobrze, że od 2 lat mamy kuchenkę na butlę...ale bywa, że i gaz się kończy ;p
    Życzę Ci aby ten czas był dla Ciebie spokojny...u nas dziś już koniec laby i dzieciaki pierwszy dzień po feriach wracają do szkoły...
    W planie macie przeprowadzkę całkiem na piętro wyżej , czy dodatkowo tylko?
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym się załamała chyba, albo stwardniała jak kora drzewa, gdyby ZAWSZE coś się działo, kiedy męża nie ma, bo za często go nie ma :):):) No ale gaz umiesz sama podłączyć? Ja nie umiem, boję się panicznie gazu, kiedyś (w domu rodzinnym) mieliśmy kuchenkę na gaz, ktoś musiał być przy butli, bo syczało, wciągało płomień, trzeba było być czujnym by na czas zakręcić... Naturalnie teraz czegoś takiego nie doświadczam, ale mimo to...
      W planie mamy dodatkowo tylko poddasze, będzie połączone z dołem. To stare budownictwo, dom jest nasz, ale na parterze mieszka wujek męża z żoną, więc nie jesteśmy niestety sami, my mamy pierwsze piętro i mam nadzieję, że poddasze już niedługo.
      Cieszysz się, że dzieciaki w końcu w szkole, czy tęsknisz już? :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Teraz na szczęście mąż w pobliżu...ale jak wyjeżdża to serio...spodziewam się "czegoś"...a to akurat wtedy młode zwierzaki przychodzą na świat, albo wiatry są tak silne, że są awarie z prądem...albo deszczem tak zacina, że kapie przy nie obitym kominie (haha no bo jakże by inaczej, przecież szewc bez butów chodzi)...nie umiem wymienić butli z gazem...dlatego mąż jeszcze z kuchni nie wyniósł kuchenki elektrycznej starej, haha!!
      Fajnie, że powiększycie metraż, wtedy jest szansa na fajną pracownię dla Ciebie, prawda?
      Ps. półeczka nad Twoim roboczym stolikiem zmieniła miejsce? Z której opcji jesteś bardziej zadowolona?

      Usuń
    3. A Wiesz co to autosugestia? :):):) Choć rozumiem Ciebie doskonale, mnie też ciągle się coś przytrafia gdy go nie ma (i się przytrafiło tak apropo :)
      Fajną pracownię będę mieć dopiero później, nad garażem, to opcja dopiero za kilka lat, albo wcześniej -to kwestia finansów. Teraz nad antresolą zrobię sobie taki malutki kącik, który niewiele większy będzie od tego co mam aktualnie, za to nikt mi nie będzie przez ramię zaglądał :)
      Zmieniła, jestem zadowolona z tej opcji, co jest. Mam więcej miejsca i więcej światła.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Piękny post, nie o niczym on jest o życiu !

    OdpowiedzUsuń
  5. Styczeń przeleciał przez palce. U nas podobnie, domowe pielesze i dziecięce zabawy które często potrafiły zdominować przestrzeń.
    Nie zakładaj najgorszego, dasz radę pod nieobecność męża ...bo jeśli nie my, to kto?
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zakładam, to się dzieje naprawdę :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Poproszę częściej takie posty o "niczym" :D
    Super się oglądało i czytało :)
    Też nie lubię zostawać w mieszkaniu bez mojego Adama... niby dużo do ogarnięcia nie ma (37 metrów mieszkania w bloku :D), niby dużo się nie ma opcji zadziać... ale nie lubię, nie lubię i już :)
    Powodzenia z remontami! :) :) na pewno będzie super :D

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 sylwiitwory , Blogger