Kilka słów o Głodzie
Przeczytałam tę książkę w ubiegłym roku we wrześniu (powyższe zdjęcia są ubiegłoroczne właśnie), minęło tyle miesięcy, a ja o niej, może bardziej - o jej zawartości - myślę i myślę...
Myślę, gdy otworzę lodówkę, a w niej zobaczę nieświeże warzywo... natychmiast je wykorzystuję wymachując palcem karcąco, z naganą i przykazaniem, by bardziej się skupić nad wykorzystaniem zasobów... Myślę, gdy podoba mi się coś, tak bardzo, że chciałabym to mieć, wiedząc, że tak naprawdę jest mi niepotrzebne... ale jednocześnie nie obarczam się winą, że zbieram na fotel w stylu neobarokowym (jako zbytek), kupuję córce tęczowy ołówek Top Model z pomponikiem (jako fanaberie), a w tym czasie, gdzieś daleko, umiera dziecko... z głodu...
Czuję wdzięczność do losu, że szczęśliwie urodziłam się tu...
Według Forbes (Tutaj), Polacy rocznie marnują 235 kg żywności na osobę! Wydaje się to takie nieprawdopodobne, gdy wyobrażę sobie ile to jest...
Ja nie wiem, czy my w czwórkę, rocznie, zmarnujemy choćby kilo, bo jednak (niestety, zdarza się...), czasem zapomnę, np. o do połowy użytym słoiczku koncentratu pomidorowego, który po 4 dniach pleśnieje... Jak zdarzy mi się czegoś nie dopilnować, przypomina mi się od razu wszystko, co przeczytałam... i zawsze! pojawia się poczucie wstydu, lekko pazurkiem skrobie sumienie... staram się wówczas jeszcze bardziej siebie pilnować.
Martin Caparros, Głód, Wydawnictwo Literackie (reportaż)
Opowieści z krajów, które odwiedził autor: z Nigru, Sudanu, Indii, Bangladeszu, Madagaskarze, Stanów Zjednoczonych, Argentyny...
Ta książka tak mną potrząsnęła, że odkąd ją przeczytałam, odnoszę wrażenie, że nie tyle zaczęłam inaczej myśleć (choć też i tak, oczywiście ), ale zachowywać się. Zaczęłam kupować mniej, baczyć czy wszystko zostało wykorzystane, a gdy następuje potknięcie, w myślach potem batem przez plecy, pilnuję się jeszcze bardziej... tak na poważnie. Nie trywializuję.
Uważam, że "Głód" powinna przeczytać każda osoba, którą interesuje świat, co się dzieje wokół niej, która zadaje pytania i szuka na nie odpowiedzi. I ma wyobraźnię, którą wykorzysta podczas czytania, na wyobrażanie sobie tego, co takie jest nie do pojęcia...
"Głód", powinna też przeczytać każda osoba, która w zasadzie niczym się nie interesuje, bo może okazać się, że akurat to ją poruszy...
Ale tu robię pauzę... w książce nie ma przypisów, więc nie raz pojawiała mi się myśl, że autor mógł napisać co chce, że niby jest obiektywny, ale... treść, w której miejscami się gubiłam, zagmatwana nieco... "Słowa Plemienia", które są osobnym rozdziałem i pojawiają (słowa plemienia - to chyba są refleksje) się kilka razy w 709 stronicowym reportażu, były dla mnie nieco bełkotliwe, choć przerywniki "Jak, do diabła, możemy żyć, wiedząc, ze dzieją się takie rzeczy?" pozostawione bez odpowiedzi, umiejscowiły się w mojej głowie we właściwym miejscu.
Gdybym miała jednym słowem określić przyczynę głodu, powiedziałabym, że "pieniądze" (chciwość). Ich nadmiar, co już jest absurdalne. Niemal wszystko kręci się w okół pieniędzy. Oczywiście temat jest bardziej złożony, trudny i bolesny. Ludzie głodują nie dlatego, że jedzenia jest za mało... jest wręcz przeciwnie!
O ile statystyka, momentami wydaje się niepojęta, duża ilość suchych faktów, które mimo, że suche wywoływały wiele emocji, tak do mnie bardziej trafiały rozmowy prowadzone z osobami cierpiącymi głód, opowieści dotyczące ich życia... i śmierci (m.in.: jeden z braci przysypany hałdą śmieci, wysypywanych z wywrotki...!)
Autor obrazowo pokazuje biedę i w konsekwencji głód, wyjaśnia z jakiej przyczyny, warunków (przyrodnicze; susza, władze lokalne, polityka w ogóle ale i też sposób myślenia samych głodujących...) ale nie ma rozwiązania, wszystko jest skazane na klęskę (tak mnie się wydaje, bo tak właśnie kończą się wszelkie działania podejmowane w celu walki z głodem), chyba, że coś przeoczyłam. W dość obszernej książce, mam pozaznaczane zakładkami fragmenty, by wrócić do nich jeszcze...
Może to niepotrzebne, ale w pierwszym rozdziale, kiedy czytałam o cierpieniu rodzin, dzieci głównie (to straszne!), o dialogach jakie autor prowadził z głodującymi, zastanawiałam się, co on jadł, czy miał pełny brzuch podczas rozmowy, gdzie spał, kiedy już w danym dniu kończył pisanie...?
Co robię po przeczytaniu tej książki? Jaki pozostawiła ona we mnie ślad?
Uważnie patrzę na to, co mam w lodówce, pilnuję by nic się nie zmarnowało, gdy robię większe zakupy, po kolejne jadę wówczas wtedy, gdy w lodówce są pustki. Nie wyrzucam resztek, obierki z warzyw idą na kompost. Uczę tego dzieci (i męża), uczę też siebie, i uczymy się wzajemnie. Mamy w domu zasadę i pilnujemy jej respektowanie; nie zostawiamy na talerzu resztek (dzieci już wiedzą, że nakładamy jedzenia tyle ile jesteśmy w stanie zjeść), tak samo jest w miejscu poza domem, w którym przyszło nam spożywać posiłek.
Nie umiem już patrzeć inaczej na jedzenie. Tak głęboko wnikły we mnie słowa z tej książki.
Cóż wiem o głodzie? Otóż nic nie wiem.
Jednym słowem:
Polecam!
Koniecznie muszę kupić tę książkę i podarować pewnej osobie. Sama zresztą też powinnam ją przeczytać, bo zdarza mi się jedzenie wyrzucać. Pracuję nad tym, ale do ideału jeszcze brakuje.
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że gdyby "Głód" stał się lekturą obowiązkową, może nie marnowalibyśmy ton żywności.
Serdecznie pozdrawiam:)
Może książka jest w pobliskiej bibliotece? A może tak jak u mnie, bez problemu biblioteka sprowadza interesujący tytuł? Oczywiście jako alternatywa kupowania... może nie powinnam się z taką formą narzucać, sama nie wiem...
UsuńA Wiesz, we wtorek (dzień po wolnej niedzieli i poniedziałku), jechałam za terenowym autem, który w przyczepie wiózł stertę zeschłych (podejrzewam) wypieków, auto duże, szerokie, a górka z chlebów,bułek, bułeczek (słodkich też), była wysoka, sięgała połowy okna. Nieco mnie to zamurowało, nie powiem... nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. Taki zbieg okoliczności, biorąc pod uwagę, że napisałam ten post...
Serdecznie pozdrawiam! :)