O książkach przeczytanych w Nowym Roku (Góry wysokie)


Tak patrzę i patrzę, a tu zaległy post w roboczych, a nawet dwa. Ten akurat całkowicie niekatulany, bo obecnie śnieg to odległe wspomnienie, na ostatnim zdjęciu, nawet dziadek do orzechów, lampeczki, choinka :) A jak pomyślę, że jeszcze 2 tygodnie temu zdobiły nasz dom dekoracje świąteczne, nadziwić się nie mogę. Mam wrażenie, że to tysiąc lat świetlnych temu!
Opowiem Wam, co czytałam w pierwszych tygodniach nowego roku.
Tematyką górską, a właściwie himalaizmem, zaczęłam się interesować bardziej, kiedy wydarzyła się tragedia w ubiegłym roku pod Nanga Parbat. Akcja ratunkowa, która zakończyła się połowicznym sukcesem, gdyż zginął jeden ze wspinaczy, Tomasz Mackiewicz.
Ludzie na całym świecie zadawali mnóstwo pytań, analizowali, osądzali. Zaczęły na nowo pojawiać się wielkie nazwiska Kukuczka, Rutkiewicz, Wielicki, Berbeka, Hajzer... były wówczas dla mnie tylko nazwiskami, głośno zaczęło być o Adamie Bieleckim, o którym usłyszałam pierwszy raz w życiu. Pamiętam, że zaimponowało mi to, co osiągnął i nadziwić się nie mogłam, że młodszy ode mnie :):):)
Też zadawałam sobie pytania odnośnie tej akcji, co by było gdyby, jak to jest, próbowałam sobie wyobrazić, odpowiedzi rzecz jasna, szukałam w książkach. Czy je znalazłam? Hm... na pewno rozjaśniło mi się w głowie, wyobraźnia została poruszona, poparta jakąś tam wiedzą, niską, ale wystarczająca by z szacunkiem spojrzeć na zmagania tychże osób. I nie komentować. To zupełnie inny świat. Nie wyrażam opinii, wydaje mi się, że miałabym do tego prawo, gdybym choć na chwilę, na własnej skórze poczuła jak to jest. Fantazja fantazją, a rzeczywistość rzeczywistością.
Zaczęłam czytać w kolejności przypadkowej, i po czasie stwierdzam, że to bardzo dobrze, że mi się te książki tak ułożyły. Od najlżejszej pozycji  aż do relacji zmagań jednej wyprawy.
Przesunąć horyzont  (Martyna Wojciechowska, nowe wydanie 2015)
Spod zamarzniętych powiek (Adam Bielecki, Dominik Szczepański)
Kukuczka, Opowieść O Najsłynniejszym Polskim Himalaiście (Dariusz Kortko, Marcin Pietraszewski)
Dotknięcie pustki (Joe Simpson)
Dwie pierwsze pozycje przybliżają świat wspinaczy zupełnemu laikowi (jak ja, na przykład), napisane w przystępnym języku, czyta się niemal jednym tchem, o ile Martyna Wojciechowska pisze o osiągnięciu tego, co wydaje się niemożliwe, to Adam Bielecki, opowiada o swoim barwnym dojściu do celu. O parciu do przodu jak przecinak. I tu odnośnie do tego autora: co za osobowość! Czytanie jego opowieści to prawdziwa przygoda, ja tu się dziwiłam, podziwiałam, markotniałam, śmiałam się.
Życzę temu panu by góry pozwoliły mu się zestarzeć.
Starości mu życzę.
Potem był Kukuczka, biografia o sławnym himalaiście, na podstawie opowiadań najbliższych, osób, z którymi miał kontakt, z którymi się wspinał, co w jego czasach pisano o nim w prasie albo ... w szpiegowskich dokumentach. Moja refleksja: życie z takim pasjonatem musi być trudne, współczuję jego żonie. Wiadomo, że książka jest o Jerzym Kukuczce, ale jako również mama, nie mogłam nie myśleć, ile musiała znieść żona, zostająca z tym całym kramem.
Co w tych górach jest takiego, że gdy zagrają w sercu, to już na zawsze? Ciągną do siebie z magnetyczną siłą, śnią się po nocach, wzywają nie licząc kosztów, poświęceń...
W tych trzech książkach niemal na równi ze wspinaniem było zdobywanie środków na wyprawy, a mowa o takich pieniądzach, że aż się kręci w głowie.
Dowiedziałam się, że zanim nastąpi atak szczytowy, zakładane są obozy I- IV, po co dokładnie potrzebny jest tlen, o wyjątkowych ludziach, którzy go nie potrzebowali, o chorobie wysokościowej, poznałam podstawowe terminy, przez chwilę poczułam "Tę" atmosferę, która towarzyszy wspinaczom.Wiadomo, w ciepełku, więc szalała tylko wyobraźnia, bo jednak nie chciałabym poczuć na własnej skórze, odmrożeń...
Przesunąć horyzont, Spod zamarzniętych powiek, Kukuczka, przygotowały mnie niejako do zagłębienia się w Dotknięcie pustki Joe'go Simpsona, bo tu rzucił mi się od razu inny styl pisania, bardziej w formie powieści - plastycznej swoją drogą - musiałam nieco się przestawić,poprzednie książki napisane były w formie biograficznej relacji. Czytałam, że Joe Simpson, po napisaniu Dotknięcie pustki, wziął się za pisanie książek w ogóle, wszystkie akcje toczą się w górach.
Ale wracając do Dotknięcia... gdy pomyśli się, że TO, co się wydarzyło, działo się naprawdę, może wstrząsnąć. Aż ciarki przebiegają po ciele.
Ileż człowiek może znieść, w sytuacji zagrożenia życia?! To tylko ten będzie wiedział, kiedy znajdzie się rzeczywiście w takiej sytuacji. Joe Simpson złamał nogę, na wysokości 5700 m, kiedy razem z partnerem, Simonem Yatesem schodzili ze szczytu... I od tej pory zaczyna się wewnętrzna walka, rozmowy ze sobą, roztrząsania za i przeciw, walka z własnymi słabościami, chęcią życia. Są emocje, a kiedy zamknie się książkę całkowicie, buzują one z ogromną siłą i jest cisza... przed oczami mam przeciętą linę... nie oceniam.

Zimowy Monarcha, Nieprzyjaciel Boga, Excalibur  (Bernard Cornwell)
Mam za sobą też historyczne 3 tomy - luźne- o królu Arturze oczami jego wojownika Derfla. Lancelot też tu jest ale nieźle obsmarowany. 
Sama przyjemność czytania.
Klimat miejscami przypominał mi Walhalla, a zdarzyło się, że podnosząc wzrok znad strony, przed oczami miałam Madsa Mikkelsena na okładce filmowej Michael Kohlhaas... rozwiane włosy, surowe męskie oblicze, na plecach zawieszony miecz... Ach!!! Ci męscy wojownicy :)
Koniecznie muszę dodać, że książki są pięknie wydane, twarde okładki, złote tłoczenia, w środku wszyte zakładki, bardzo przydatny, niespotykany w takich książkach, dodatek.

11 komentarzy:

  1. Pewnie to co napiszę nie każdemu się spodoba... Co mają w sobie góry, że człowiek rzuca wszystko, i że myśli o nich nieustannie itd? Ja myślę, że to samo, co dla innych ludzi ma ich praca albo hobby. Ja w wysokie góry nie pójdę, ale znam się świetnie na paru rzeczach, z którymi kompletnie nie radzą sobie niektórzy himalaiści, i ja to w dodatku robię niemal z automatu, jak tylko pojawia się taki problem. Mam zawód, który wielu przeraża - nawet jeśli go nie doceniają, to sami w życiu by sobie nie poradzili z tym, co ja robię na co dzień, po prostu nie ogarniają. Nie uważam himalaistów za bohaterów lepszych od górników zjeżdżających codziennie pod ziemię, czy ratowników medycznych codziennie ratujących cudze życie, czy samotnej matki, która musi wyżywić i wychować gromadkę dzieci. Nawet czasem wkurzało mnie, że z powodu niebezpiecznego hobby paru wariatów, którzy jednak sobie w tych górach nie poradzili, trzeba było angażować taką masę ludzi, sprzętu i pieniędzy, żeby ich ratować. Jak ja bym coś w pracy schrzaniła, to nikt mi tyłka nie będzie ratował, a odpowiadam za duże pieniądze innych ludzi.
    Lubię ludzi z pasją, niezależnie od tego jakiego rodzaju to jest pasja, o ile nie zagraża innym.
    Więc owszem, lubię czytać autentyczne historie wszelkiej maści pasjonatów, bo tam są nie tylko wątki romantyczno-heroiczne, ale i zwykłe zmagania z codziennością, pokonywanie własnych słabości fizycznych i moralnych, ciężka praca, załamania, rozwalone życie rodzinne, depresje i samotność nie zawsze z wyboru, a wśród tego nieliczne piękne chwile.
    Dawno temu zaczytywałam się historiami morskimi, jakoś morze bardziej mnie pociąga niż góry. Z gór to ja lubię Bieszczady :))).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ups... sorry, że się tak rozpisałam, zobaczyłam dopiero po opublikowaniu. Przepraszam też, że wyszło to może nazbyt emocjonalnie, nie miałam takiego zamiaru, po prostu niedawno rozmawialiśmy ze znajomymi o tych tematach i tak mi to tutaj popłynęło niekontrolowanie. Książki o "ludziach gór" na pewno są interesujące, bo dotyczą spraw mało znanych przeciętnemu człowiekowi. A że wywołują najróżniejsze emocje, to już inna kwestia :).

      Usuń
    2. Witaj! :)
      Bardzo się cieszę, że się rozpisałaś ❤
      Starałam się ich nie oceniać, bo wtedy wydźwięk tego postu brzmiał by zupełnie inaczej. Choć co to za ocena osoby, która nigdy się nie wspinała? Zrobiłam tylko aluzję, co do kobiety zostającej samotnie w domu, obarczonej obowiązkami, które powinny być podzielone na dwie osoby, bo ten temat jest dla mnie najbliższy... Skupiłam się (pobieżnie wprawdzie) na pasji, na wyższych wartościach typu przyjaźń, walka o drugiego człowieka pomijając, że w górach (na podstawie opowieści), śmierć odbierana jest zupełnie inaczej i nie zrozumie tego nikt, kto tego nie doświadczył, mają swoją niepisaną etykę, zawsze znajdzie się ktoś, kto się nią nie kieruje... na osiąganiu celu dzięki samozaparciu, wiary w swoje możliwości. O wewnętrznej sile, która ukazuje się w sytuacji zagrożenia życia.
      Mnie też swego czasu ciągnęło morze, byłam nawet na obozie żeglarskim jako osoba dorosła, namiętnie prenumerowałam "Żagle", znałam większość węzłów, terminologię, literaturę też ale pamiętam tylko "Szkołę pod żaglami" Krzysztofa Baranowskiego. Pozostały mi tylko wspomnienia i książeczka żeglarska :)
      Pozdrawiam serdecznie!
      Ps. Bardzo zainteresowałaś mnie swoją pracą... :)

      Usuń
  2. zakładki w książka kiedyś była na porzadku dzienny teraz to rzadkość...a szkoda ma to swój urok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ach i mi ucieklo. Mowil jeszcze ze w gorach sie nie osadza i w gorach to "ja" jest priorytetem. Kobieta zeszla bez swojego partnera. No i co? Mieli razwm zgibac? W gorach w sytuacji zagrozenia zawsze trzeba patrzyc na siebie. Nawet jesli to oznacza zostawienie kogos innego - nawet jeszcze zywego na smierc.

      Usuń
    2. Masz rację, szkoda, że to nie jest powszechne, bo taka książka wiele zyskuje, kiedy ma w sobie zakładkę.

      Usuń
  3. Hahaha zawsze obrywam za sformulowanie "jakby to bylo tysoac lat swietlnych temu" bo to "jednostka odleglosci a nie czasu"... Fizyk w najblizszym otoczeniu ;) w pracy mielismy jednego himalaiste ktory bral udzial w akcjo ratowniczej. Jakie on zdjecia pokazywal... Z jednej strony piekne z drugiej... Odmrozenia itd. Moja szefowa namietnie chodzi po gorach. Zdziwilo mnie to ze jak ktos ginie w gorach to cial sie nie odzyskuje (zmarl w miejscu ktore kochal wiec tam pozostanie) wiec na szlaku mozna nadziac sie na jakies kosci. Opowiadal tez o prozaicznych rzeczach np. Jak sie zalatwic przy -30 ;) albo na wysokosci po pierwszym campingu dostosowujacym do cisnienia napic sie czegos gazowanego ;) naprawde trzeba byc pasjonatem zeby chodzic po takich gorach ;) i miec partnera ktory bedzie wspieral a nie zabranial takich wypraw. I tak jak piszesz - nie osadzac. Gosc mowil ze w gorach gdy jest taka pierwotna sila ludziom wracaja pierwotne instynkty i np musza zdobyc szczyt nawet jesli inni im mowia zeby poczekac bo jeszcze jest to nierealne. A potem rzucaja sie po kryjomu na ten szczyt bo cos w srodku ich doprowadza do szalu ze tego nie robia. O i jeszcze mi sie przypomnialo o wspolpracy. Team musi byc taki ze jak olowek spadnie to wszyscy sie po niego schylaja. Inaczej to nie dziala. Bardzo fajny gosc, goprowiec z babiej gory. Tylko zapomnialam jego nazwiska ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też! Jestem tego świadoma, a się nauczyć nie mogę (bo fizyka nie mam w swoim otoczeniu, co by mnie oduczył) tak mi ładnie brzmi te sformułowanie "tysiąc lat świetnych temu". Choć fizyk, to się pewnie teraz przekręca :):):)
      Twoje opowieści są pasjonujące! Jakie to wspaniałe jest spotkać osobę z wielką pasją, móc z nią porozmawiać, posłuchać. Tacy ludzie, wysyłają nieświadomie pozytywne fluidy, magnetyzują, czasem też porywają ze sobą.
      Pozdrawiam ❤

      Usuń
  4. Żadnej z wymienionych książek nie czytałam, choć już wielokrotnie miałam ochotę na lektury na temat wysokogórskich wypraw. Często zastanawiam się, czy ludzie posiadający rodzinę mają moralne prawo realizować tak niebezpieczną pasję. Po części ich rozumiem, ale ...
    Podczas wyjazdu do Ameryki Płd przebywałam w miejscach położonych na 5 tys. m. Samopoczucie było bardzo kiepskie, organizm odmawiał posłuszeństwa. Ciekawa jestem, jak choroba wysokościowa wygląda na 8 tys.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 sylwiitwory , Blogger